sobota, 3 grudnia 2011

Strona 37

-A, jeżeli Ixion dostałby kulę, która zabiłaby go niedługo potem, wszyscy myśleliby, ze to my za tym stoimy, nawet, jeżeli było by inaczej. - Ilias skończył swoją myśl.
Tremaine wlepiła w niego wzrok. Ten sposób rozumowania mogła rozpozać wszędzie.
-Rozmawiałeś z Nicolasem.
-Tak – odpowiedział Ilias ostrożnie – skąd wiesz?
-szczęśliwy traf – przewróciła oczami z irytacją, na siebie, na Iliasa lub Nicolasa, nie była pewna. Przeczesała włosy reką do tylu i wyszła z kuchni.
Korytarz dla służby był ciemny Tremaine niezdarnie przeszła przez kilka tradycyjnych obitych zielonym suknem drzwi dla służby, by znaleźć się w salonie. Nicolas siedział w jednym z foteli czytając Kapidarską gazetę podczas gdy Kalit wciąż bawił się na dywanie drewnianymi zwierzętami opodal kominka. Zanim udało się jej sformułować jakąś ironiczną wypowiedz odnośnie domowej atmosfery, którą zastała. Nicolas powiedział sucho
-Powinnaś bardziej uważać.
-Słucham – zapytała Tremaine zdziwiona. Chwilę później zrozumiała swój błąd, powinna powiedzieć – „Niewątpliwie” – i wyjść z pokoju. Cokolwiek miał do powiedzenia, w niczym nie mogło jej pomóc.
-Jakkolwiek cywilizowane zachowanie Syprian by nie było, musisz pamiętać, że ich społeczeństwo opiera się na innych zasadach niż nasze. - Nicolas przewrócił stronę gazety i poprawił się w fotelu – Jeżeli Ilias wciąż będzie uważać Andera za zagrożenie dla waszego związku, może poczynić kroki by je usunąć. I może nie czuć potrzeby dzielenia się z kimkolwiek swymi planami.
Tremaine odchrząknęła. Pomyślała, że Nicolas przejawia jakieś objawy magicznego myślenia.
-Ilias mnie nie kocha,
-Jak już mówiłem, ich społeczeństwo działa na innych zasadach niż nasze – powiedział podnosząc brew jednakże wciąż wpatrywał się w gazetę.
Tremaine zaczęła gestykulować, chcąc wzniecić kłótnie, jednak nie mogła znaleźć żadnego racjonalnego argumentu. Zamiast tego wyszła na zimny korytarz, czując się jak dwunastolatka, jak wściekła na siebie dwunastolatka. Nagle usłyszała niezgrabny dźwięk dzwonka do drzwi.

Strona 36

Przyglądała się mu znad krawędzi swojego kubka, starając się odgadnąć czy jego reakcja była szczera. Naszła ją nagła i spóźniona refleksja – powodem dla którego Ander ją odnalazł, mogła być otwarta wrogość Gerarda, jaką okazał na spotkaniu, która zaniepokoiła Rienski rząd do tego stopnia iż przysłali kogoś by miał na niego oko.
Ander kręcił głowa.
-Zastanawiam się w jaki sposób chcą skorzystać z jego pomocy? Nie ma przecież kuli. Będą musieli... - zawahał się.
-Poprosić Nilsa, lub kogoś innego, by mu zrobił. Chyba, że będą na tyle głupi, że nauczą go jak samemu taką zbudować. - Tremaine niecierpliwie dokończyła jego myśl. Nowe kule nie były tak potężne jak ta Arsilda, nie były zamieszkałe przez żywą dusze czarodzieja, jednakże pozwalały Nilsowi oraz innym Rieńskim i Kapidarskim czarnoksiężnikom używać czaru wrót, walczyć z kryształami Gardier, oraz wzmacniały ich własne zaklęcia. Jeżeli Ixion wszedł by w posiadanie kuli, najprawdopodobniej zabiłby ich wszystkich.
-Nowe kule przynajmniej działają, inaczej niż... - przerwała mrugając – Och, to by było świetne.
-Co? - Ilias zapytał, siadając czujnie. - masz ten wzrok.
Ander przyjrzał się jej podejrzliwie. Być może on również rozpoznał jej spojrzenie.
-Chyba nie masz na myśli...
-Zanim udało się odkryć jak działa czar wrót. - wytłumaczyła Iliasowi – kilku czarnoksiężników próbowało zbudować kule by go użyć. Jednak kule nie nie były w stanie rzucić czaru, zamiast tego ulegały samozniszczeniu, które dotykało również czarnoksiężników, którzy ich używali.
-wiec Nils mógłby mu zbudować kule-pułapkę? -Ilias zapytał spekulując, drapiąc się po szyi – Jednak, czy by to zrobił?
-Mm. Masz rację – powiedziała Tremaine, stukając palcami po stole, zastanawiając się – By ocalić nasze życia, tak. - potrząsnęła głową rozczarowana – Jednakże teraz, kiedy Ixion jeszcze noc nie zrobił.. Nie sądzę. Możemy poruszyć ten temat, ale jeżeli przyłapią nas Kapidarczycy...- spojrzała zamyślona na Andera, który siedział z założonymi ramionami.
Ilias spojrzał na mężczyznę z kwaśną miną – Powie wszystkim, że to nasz pomysł.
Ander zmarszczył się – Hej, wiem, tak samo dobrze jak wy, że...

Strona 35

Tremaine skrzywiła się. Przez chwilę myślała, że powróci do kontemplowania żelaznej kuchni, jednak obrócił się do stołu, przysunął sobie stołek i siadł na nim. Zabrał jej talerz i zajął się resztkami. Tremaine udało się uratować ostatni kawałek chleba. Przyglądała się Iliasowi przez długą chwile. W końcu zapytała:
-Tęsknisz za domem?
Spojrzał na nią z podniesionymi brwiami, nie rozumiejąc. Zaskoczona, że nie zrozumiał, gestykulując kawałkiem chleba powtórzyła po Syrnamsku: -Tęsknisz za domem?
Wzruszył ramionami i spojrzał w bok.
-Tam jest lato. Nocą, sypiamy w atrium lub na zewnątrz na polu.
Stanowiło to spory kontrast wobec grzybiejącego, zimnego domu, lub zatłoczonego zimnego hotelu dla uchodźców. Przyglądając się jak łamie kość i niczym wilk wyjada z niej wszystko co jest jadalne, powiedziała:
-Nie będziemy tu długo.
Zmarszczył brwi i spoglądając talerz zaczął mówić. Wtedy wszedł Ander. Szukając na pułce nie uszkodzonego kubka, przywitał Iliasa uprzejmie.
Ilias rozejrzał się na boki, przyjrzał się w ciszy przez chwilę Anderowi, po czym spojrzał na Tremaine. Z wyrazu jego twarzy mogła wyczytać, że to spotkanie jest ukoronowaniem jego dnia. Powiedziała słodkim głosem:
-Ander nas odwiedził.
Ander, obdarzając Iliasa zamyślonym spojrzeniem, nalał sobie kawy z emaliowego garnka spoczywającego na kuchence.
-Mam nadzieję, że ty i Gilead nie obwiniacie mnie wciąż o uwolnienie Ixiona.
Ilias westchnął.
-Nie winimy cię – rzucił Anderowi ironiczne spojrzenie, - Ty tylko go wypościłeś.
Usta Andera zwęziły się w gescie irytacji. Tremaine upiła łyk kawy i zauważyła łagodnie.
-Na wszelki wypadek, gdybyś nie wiedział, Ixion zdołał przekonać Kapidarczyków, że pomoże im w walce przeciwko Gardier.
Arder utkwił w niej spojrzenie, jego brwi ściągnęły się.
-Żartujesz... Nie, nie żartujesz. Czy oni w ogóle mają pojęcie o tym co robią?

piątek, 25 listopada 2011

strona 34

-Tak, byłem wolontariuszem w kuchniach – mężczyzna odpowiedział z uśmiechem oraz Anderaskim akcentem – Nazywam się Derathi, dawny pracownik Hotelu Silve, teraz pracuję jako szef kuchni w restauracji kilka przecznic stąd. Pani ojciec uzgodnił z nami iż będziemy zaopatrywać was w żywność.
Tremaine podniosła pokrywkę patelni, jej żołądek skurczył się pod wpływem apetycznych zapachów.
-Wygląda smakowicie. -wyszeptała.
-Jeżeli będziecie potrzebować czegokolwiek, proszę nas zawiadomić w każdej chwili. - Derathi wychodząc zatrzymał się w drzwiach kuchni- To dobre miasto, ale... chciałbym kiedyś wrócić do Ile-Rien, a po tem do Andery.
Tremaine spojrzała na niego, napotykając jego poważne spojrzenie. Oboje o tym wiemy, ale nie chcemy o tym mówić.
-Kiedyś.
Derathi oddalił się, a Kias wyszedł z spiżarni, pytając bez większej nadziei:
-Coś nowego?
Kias był synem siostry ojca Gileada. Był tak duży jak Gilead, jego skóra była koloru oliwek, a jego kręcone włosy sięgały mu za ramiona..
-Nic dobrego – powiedziała Tremaine. Podejrzewała, że już wie o Ixionie od Iliasa.
Z rezygnacją kręcąc głowa wziął kilka talerzy i zawołał Kalita. Nie mając nastroju na uspołecznianie się, Tremaine usiadła do posiłku przy poobijanym kuchennym stole. Stara kuchnia w ciąż generowała ciepło, czyniąc pomieszczenie najprzyjemniejszym w całym domu. Ilias przyszedł kiedy kończyła jeść. Stanął naprzeciwko wciąż ciepłej kuchenki z ramionami ciasno splecionymi wokół klatki piersiowej. Wyglądał na jeszcze bardziej znużonego i zmęczonego, niż rano. Wiedziała, że obcowanie z Gileadem, którego nastrój wahał się pomiędzy wściekłością i desperacją z powodu tego co uważał za uwolnienie Ixiona, nie było łatwe. Tremaine chciała zapytać go o to już kilka razy, ale nie chciała pokuszać tego drażliwego tematu. Zamiast tego zapytała:
-Dom w ciąż nawiedzają cienie?
Potrząsnął głową i zerknął w sufit z irytacją.
-Myślę, że Gilead je przepłoszył.
Tremaine zawahała się:
-Ponieważ jest Naczyniem Wybranym, czy dlatego, że jest bardzo, bardzo wściekły?
Odchrząknął kpiąco – Zgadnij.

wtorek, 22 listopada 2011

Strona 33

Weszła do środka. Dywan oraz wszystkie obicia utrzymane były w ciemnych barwach, meble były z ciężkiego, masywnego drewna, które nawet w Kapidarze dawno wyszły z mody, a w kominku palił się ogień. W rogu był również grzejnik, jednakże zimny. Podejrzewała, iż powinna cieszyć się, że budynek posiada coś takiego jak instalacja elektryczna. Bóg raczy wiedzieć jaka jest kanalizacja – pomyślała, chowając twarz w dłoniach. W tej chwili daleka była od chęci sprawdzenia jej stanu na własnej skórze. Wszystko było jednak lepsze niż bycie jednym z ponurych, nie mających gdzie się podziać biedaków z hotelu dla uchodźców.
Potrzebując się czymś zająć, sprawdziła swą torbę, by upewnić się czy jej dziennik i teczka z notatkami Aritasa wciąż tam były. Ktoś, prawdopodobnie Ilias, zapakował je tam ostrożnie. Jako że notatki Aritasa musiały wrócić do Cineth, zostawiła większość z nich na Ravennie, pozostawiając sobie jedynie niedokończony słownik – by nauczyć się czytać po Syrnamsku. Zamknęła drzwi i szybko przebrała się z nowej, lecz niewygodnej sukni w Sypriańskie ubranie. Koszula, którą wyciągnęła z torby, była blado złota a spodnie ciemno niebieskie, każde z ubrań posiadało nadruki biegnące wzdłuż szwów, które wydawały się być wzmocnione przez przeplecione rzemyki. Pierwszy raz zakładała tą koszule, odkryła, że miała ona zapięcia, pozwalające podwinąć rękawy do ramion i zabezpieczyć je w tej pozycji pozostawiając ramiona odkryte. Sensowne rozwiązanie dla ubrania, które można nosić na łodzi rybackiej, ale teraz było za zimno, by nosić koszulę w ten sposób. Wciągnęła na nią Rieński wełniany sweter, wsunęła stopy w swe stare, wygodne buty i odetchnęła z ulgą.
Schodami na zapleczu poszła do kuchni, by odkryć, że pod czujnym okiem Kiasa, dostarczano jedzenie poprzez drzwi dla służby. Ściany kuchni, były ze spłowiałych cegieł,. Wypełniały ją długie stoły z desek oraz kilka krzeseł. Na kilku drewnianych kredensach leżały różne rzeczy, takie jak popękana porcelana, czy zaśniedziałe miedziane garnki, które zapewne poprzedni właściciele uznali za zbyt zniszczone, by zabierać ze sobą. Zaabsorbowana widokiem torebek z kawą oraz dwoma butelkami wina znajdującymi się na jednym z kredensów, niemal nie poznała mężczyzny w białej marynarce, który właśnie ustawiał patelnie(szkandele) na ogromnej kuchence. Skinął do niej głową przyjaźnie. Zmrużyła oczy, szperając w pamięci.
-Czy nie był pan przypadkiem na Ravennie?

Strona 32

Kalit układał swoją kolekcję z godną naukowca badającego artefakty z zagranicznego kraju, uwagą. Co w pewnym sensie było prawdą. Kalit był Aeliańczykiem, jednym z ludzi których Rieńczycy nazywali Gardier. Zabrali go ze sobą, kiedy wracali z swej krótkiej i przymusowej wyprawy do świata Gardier. Zerknął do góry, uroczyście kiwnął głową, by przywitać Tremaine, oraz przyjrzał się Anderowi z podejrzliwością.
Tremaine weszła ostrożnie do pokoju.
-Gdzie są wszyscy?
-Poddasze wydaje się być nawiedzone – powiedział Nicolas wchodząc za nią – Ilias wraz z Gleadem, zajmują się tym problemem. Sądzię, że Kias wyrzuca puste beczki ze spiżarni.
Tremaine powoli kiwnęła głową.
-Więc mieszkamy tutaj?
Nicolas uniósł brew:
-Tymczasowo.
-W porządku. Czy ktoś zawiadomił Gerarda i Florian?
-Przyjadą później wieczorem, kiedy tylko skończą w Port Authority.
-Jeżeli pan sobie życzy -mogę pojechać ich stamtąd odebrać. - zaoferował bezbarwnym głosem Ander.
Nicolas przyjrzał się mu równie bezbarwnym wzrokiem i najwidoczniej zdecydował się przenieść ich stosunki na zupełnie nowy poziom, zwracając się do niego bezpośrednio:
-Podejrzewam iż Gerard potrafi przyjechać tutaj nie będąc eskortowanym.
Biorąc pod uwagę, iż Gerard potrafił przenieść ważący osiemdziesiąt osiem tysięcy ton pasażerski liniowiec poprzez wrota światów, Nicolas miał prawdopodobnie rację. Pozostawiając ich samym sobie, Tremaine wyszła na korytarz i zaczęła wchodzić po schodach. Drugie piętro przywitało ją kolejnym korytarzem. Na drugim jego końcu pod zasłoniętym oknem znajdowała się swoista zatoka z miejscami dosiedzenia. Znajdowało się tutaj czworo drzwi, wszystkie były otwarte i za każdymi paliło się światło. Zaglądała do kolejnych pokoi, aż ujrzała swoją torbę z dywanowatego materiału, kilka skórzanych Sypriańskich plecaków, miecz Iliasa w pochwie, oraz jedną z rzeźbionych drewnianych skrzyń, w której trzymane były strzały oraz łuk, złożone w ciemnym biurze.

Strona 31

-Dobry wieczór, Valiarde – z ostrożną rezerwą powiedział Ander, wchodząc do środka.
Zamykając drzwi, Nicolas odpowiedział mu niezobowiązującym gestem. Lata temu, kiedy Tremaine i Ander spotkali się po raz pierwszy – ona była pochłonięta działalnością w Viennickiej społeczności artystycznej, a Ander był nieodpowiedzialnym młodym arystokratą, który lubił spędzać czas wśród niższych klas. Nicolas spotkał go raz czy dwa i przy każdej z tych okazji udało mu się uniknąć rozmawiania z nim bezpośrednio. Wyglądało na to, że teraz również nie zamierza tego robić.
Z swojej strony Ander wydawał dać się zwieść wizerunkowi Nicolasa jako ekscentrycznego dżentelmena i podróżnika. Jednakże w przypadku Andera trudno było stwierdzić czy w coś uwierzył, czy nie. Natomiast Ilias i Gilead nie byli na tyle zaznajomieni z Rieńskim społeczeństwem, by dać się zwieść jego facjacie. Traktowali Nicolasa z ostrożnym respektem, a kiedy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu, zawsze rezerwowali dla niego część swojej uwagi, gotowi by odpowiedzieć na każdy atak. Takiej ostrożności nie okazywali nikomu innemu w swojej grupie. Mieli niemal instynktowne odczucie iż Nicolas jest niebezpieczny, a nie chcieli świadomie zdawać swego bezpieczeństwa na jego łaskę.
Kias zdawał się również wyczuwać aurę Nicolasa, dlatego też unikał całej sprawy, starając się nie przebywać w tym samym pomieszczeniu co Nicolas.
A Nicolas... doceniał szczerość. No cóż – pomyślała – być może po prosu był zmęczony ciągłym ukrywaniem tego kim tak naprawdę był.
Tremaine zatrzymała się w progu jedynego pomieszczenia z otwartymi drzwiam. Ogień palił się w dużym, brzydkim, ceglanym palenisku, paliły się również elektryczne światła, wypędzając cienie w ciemne wyłożone boazerią narożniki. Opodal paleniska siedział Kalit ubrany w ogrodniczki, oraz za duży dla niego niebieski pulower. Wokół chłopca leżały różnego rodzaju zabawki – takie jakie można kupić od ulicznych handlarzy w Ile-Rien i tutaj najwyraźniej też: kilka ciężko ciosanych, drewnianych zwierząt, pocztówki z słynnymi widokami w mieście, trochę polerowanych kamieni oraz trzy bąki w jaskrawych kolorach.  

niedziela, 13 listopada 2011

Strona 30 cd

Była to wielka, ciężka i toporna struktura, której cegły porośnięte były pleśnią, która nie posiadała żadnych okien na parterze, której wejście osłonięte było przez dwa nieproporcjonalne filary. Budowla wyglądała niczym mała i niekompetentnie wykonana kopia bardzo zaniedbanego Viennickiego Wielkiego Domu.
Budynek drastycznie różnił się od schludnych budynków stojących po obu jego stronach. Ander zabrał od niej kartkę z adresem, mówiąc:
-To nie może być tutaj.
-Oczywiście, że może - - To miejsce ma na sobie napisane 'Valiarde'
Miejsce to zostało zbudowane lata temu jako część majątku ziemskiego przez jakiegoś Kapidarskiego Barona, a miasto stopniowo zajęło jego tereny, aż pozostał z niego jedynie ten dom.
Weszła na schody i pomyślała, że budynek przynajmniej wygląda na na tyle duży by mieć salę balową. Pociągnęła za sznur dzwonka. Nicolas, który musiał zauważyć ich przybycie, otworzył drzwi niemal natychmiast. Spojrzał na Andera z enigmatyczną niechęcią, witając go słowami:
-Dlaczego go ze sobą przyprowadziłaś?
Tremaine sama teraz tego żałowała ale ani myślała się do tego przyznać.
-Bo prosił. - powiedziała po prostu, mijając Nicolasa, by rozejrzeć się po wnętrzu. Korytarz był wysoko sklepiony i wyświechtany. Na drewnianej podłodze widać było wyraźne ślady zacieków. Czworo podwójnych drzwi otwierało się na korytarz, na końcu była klatka schodowa.
Całość była trochę za mała i źle zbalansowana jak na główne wejście. Ktokolwiek zbudował to miejsce był rozdarty pomiędzy elegancją, a ograniczaniem kosztów.

czwartek, 10 listopada 2011

Strona 29-30

Zmierzchało i siąpił lekki deszcz, kiedy taksówka pozostawiła Tremaine i Andera na szerokiej mieszkalnej ulicy. Stały przy niej trzy-piętrowe kamienice z brązowej cegły. Inaczej. niż w przypadku takich domów w Vienne, większość z nich posiadała schody prowadzące do piwnicy – do drzwi dla służby, znajdujących się poniżej drzwi frontowych. Nie było żadnych stalowych płotów, skrzynek na kwiaty, czy doniczek z drzewkami. Mimo wszystko, ulica wyglądała na czystą i otwartą. Treamaine mogła dostrzec poprzez zaciągnięte zasłony ciepłe żółte światło. Mężczyźni lub kobiety w płaszczach z koszami pełnymi zakupów spieszyli ulicą do swych domostw. Było coś dziwnego w przyglądaniu się tym zwyczajnym czynnościom, tak jakby ludzie którzy nie są zniewoleni, którzy nie czuli zbliżającej się śmierci, czy bacznie oczekujący na następne bombardowanie, byli czymś nadzwyczajnym. Cóż, dla mnie są – pomyślała, zmęczona Tremaine.
Spojrzała w dół, by jeszcze raz przyjrzeć się adresowi. Zdecydowała, że budynek musi znajdować się gdzieś w połowie ulicy.
-Nie wygląda tak źle – powiedziała, kiedy ostrożnie szli zabłoconym chodnikiem.
-Czego się spodziewałaś – zapytał Ander, brzmiąc na zaciekawionego. Tremaine pomyślała o domach w jakich gustował Nicolas i o jego guście w ogóle, postanowiła, że nie ma sensu nawet o tym wspominać. Zastanawiała się czy powiedzieć: Z zimną krwią, zastrzeliłam mężczyznę, po to tylko, by zdobyć jego ciężarówkę. Ander, proszę przestań do mnie mówić tonem „ty, mała głupiutka dziewczynko”.
-Niczego -mruknęła. Nic się nie zmieniło, Nie powinnaś pozwolić mu przyjechać.
Domy wyglądał na takie, w którym mieszkały rodziny biznesmenów – z pokojami dla dzieci, oraz kucharza i służącej, niektóre były nawet rozbite na pomniejsze mieszkania. Pomyślała, iż Gerard chciał czegoś z pokojem dostatecznie dużym by namalować w nim krąg. Chociaż jednak – zatrzymała się nagle, kiedy ujrzała dom znajdujący się w połowie ulicy. - O Boże.

wtorek, 8 listopada 2011

Strona 28-29

Cień gnieżdżący się na górnych piętrach, był nie tylko rozgniewany, przejawiał również aktywną wrogość. Opierając się o drzwi, by powstrzymać je przed zatrzaśnięciem ich i uwięzieniem w środku pomieszczenia, Ilias miał nadzieję, że ta bitwa da Gileadowi szanse, by choć trochę pozbyć się swego złego humoru.
-Powtarzam ci tylko to, co ona powiedziała. - powtórzył już trzeci raz. Nawet nie udało mu się jeszcze dotrzeć do tej części opowiadania, w której miałby powiedzieć kogo Pasima uważa odpowiedzialnym za to wszystko.
Blada iluminacja nadeszła od strony magicznego światła w wąskim korytarzu na poddaszu, ujawniając iż cała podłoga pokoju usłana była dziwnymi fragmentami metalu, drewna oraz szczurzych odchodów. Gilead zwolnił kroku, jego twarz znaczyły ponure zmarszczki. Był dużym mężczyzną, nawet jak na Syprianina z wybrzeża, był prawie o głowę wyższy od Iliasa. Wzburzony, wydawał się zajmować jeszcze większą przestrzeń, w tym małym pomieszczeniu. Jego jasno brązowe włosy były splecione.
-Po prostu nie mogę zrozumieć co ona chce przez to zyskać. - powiedział sfrustrowany Gilead. Wytropił Cień aż do tego pokoju, a pierwsze z nim spotkanie zostawiło długie płytkie zadrapania na jego klatce piersiowej i karku.
Stare drewniane drzwi, wprawione w ruch przez zagniewanego Cienia, natarły z nową siła na ramie Iliasa, oparł się o nie mocniej, opierając swe stopy na ościeżnicy. Burzliwa obecność Cienia sprawiała, iż w pokoju było śmiertelnie zimno. Ich oddechy zamieniały się w mgłę, a jego palce traciły czucie.
-Dlaczego uważasz, że chce coś zyskać?
-Z jakich innych powodów zawracała by sobie głowę? - postulował Gilead – Moja śmierć nie przyniesie jej nic dobrego. Kogokolwiek bóg wybierze na mojego następce, będzie dzieckiem. Czy chce żeby Cintech musiało polegać na Naczyniach z innych miast przez następne dziesięciolecie?
-Nie. Wydaje mi się, że była szczera. Przynajmniej jak na nią – to martwiło Iliasa najbardziej. Drzwi znów go uderzyły w plecy, skrzywił się i powiedział niecierpliwie.
-Słuchaj, po prostu się uspokój. Zapomnij o Pasimie. Nie będziesz w stanie przekonać tego bezpańskiego Cienia, by udał się na spoczynek, jeżeli będziesz zdenerwowany.
-Wiem – burknął Gilead. Przyłożył dłonie do oczu i wziął głęboki oddech. Kurz wzbił się w całym pokoju tworząc kurtynę, po czym delikatnie zniknął. Ilias zdał sobie sprawę, że cały czas wstrzymuje oddech i to nie tylko po to by powstrzymać się od kichania. To że nie może tego zrobić jeszcze o niczym nie znaczy. Niektóre z cieni nigdy nie udadzą się na odpoczynek, a ten jest prawdziwym draniem. Mimo wszystko wciąż wstrzymywał oddech.
Pokój był spokojny i cichy. Ilias poczuł, ze napór na jego plecy staje się coraz lżejszy, aż drzwi delikatnie się otworzyły. Wyprostował się powoli, z ulgą.
Gdzieś dalej w korytarzu inne drzwi trzasnęły, i znowu i znowu. Gilead otworzył oczy przeklinając.
-No cóż, przynajmniej już nie nawiedza tego pokoju – powiedział Ilias ze zmęczeniem, odsuwając się, by puścić go przodem. Zapowiadało się na to, że będzie to długi wieczór.

niedziela, 6 listopada 2011

Strona 27

remaine przyjrzała mu się pustym wzrokiem. Nigdy nie wierzyła komplementom dotyczącym jej wyglądu. Jednak nie mogła znaleźć w tym zdaniu niczego, do czego mogłaby się przyczepić. To co powiedział Ander, stanowiło interesujący kontrast z opinia Iliasa, który kiedy ubierała się rano powiedział:
-Dlaczego nosisz ubrania, które ukrywają twoje piersi? Przecież i tak nikt nie uwierzy, że ich nie masz. - Po zastanowieniu, do tej opinii, również nie była w stanie wymyślić odpowiedniej odpowiedzi.
-Czekasz na Gerarda? Będzie uwięziony na spotkaniu jeszcze przez jakiś czas.
-Właściwie, to czekałem na ciebie – powiedział, obdarzając ją wolno pojawiającym się, ciepłym uśmiechem, który w przeszłości tak dobrze działał na nią jak i na inne kobiety.
Tremaine, niewzruszona, rzuciła mu krótkie spojrzenie.
-No, naprawdę...
Ander westchnął, a jego uśmiech stał się krzywy.
-Chyba nie mam wyjścia i tylko prawda cię usatysfakcjonuje.
-Niektórzy wolą właśnie ją. - przyznała z rezerwą.
-Wiem, że Gerard i inni przygotowują jakiś plan...
Tremaine wywróciła oczami, zirytowana.
-I myślałeś, że wydobędziesz ode mnie ich plan kilkoma komplementami. Cóż za nowa wspaniała metoda przesłuchań. 'Och, jaki masz cudowny kapelusz. Podaj mi sekretne plany...'
-Tremaine! Wiesz, że nie o to mi.... - zerknął na nią – może nie wiesz. Czy moglibyśmy zacząć od początku?
Zaczynanie od początku zabrało by całe lata, a ona nie miała nawet odrobiny czasu do stracenia.
-Czego chcesz?
-Chcę pomóc.
Tremaine uniosła brew – Nie masz nic lepszego do roboty?
-W tym momencie, nie. Zostałem zluzowany z Ravenny, Kapidarczycy wykonują teraz większości obowiązków. - dodał ponuro – Nie ma nic do roboty oprócz czekania.
Przyglądając się jego twarzy, zauważyła nowe zmarszczki powstałe od niepokoju i napięcia, Tremaine mimo oporów poczuła dla niego falę zrozumienia. Potarła ze znużeniem czoło. Nienawidzę, kiedy to robię.
-No dobrze, chodź. Ale to ty płacisz za taksówkę.

niedziela, 30 października 2011

Strona 26

Tremaine już prawie dotarła do schodów, kiedy jeden z zabieganych recepcjonistów podbiegł do niej, trzymając złożony kawałek papieru.
-Pani Valiarde! Wiadomość do pani.
Będąc jedną z niewielu osób w hostelu, którą wciąż stać było na napiwki, Tremaine zazwyczaj obsługiwana była z szczególna uwagą. Wymieniła więc zwyczajowy napiwek na swą wiadomość i otworzyła ją.
Nie było na niej nic prócz adresu. Popatrzyła się na niego zdziwiona, po czym zdała sobie sprawę co musiał oznaczać. Znalazł dom. Zastanawiała się jak mu się to udało. Zakwaterowanie w tym zatłoczonym mieście, było prawie niemożliwe, a Gerard potrzebował dużego pomieszczenia do eksperymentów z kulą Arsildla.
-Czy nasze pokoje zostały opróżnione?
-Tak, proszę pani. - wyglądało na to, że ich wyprowadzka ulżyła mężczyźnie. Wszyscy pracownicy hotelu, czuli się w jakiś sposób niepewnie kiedy chodziło o sprawy Syprian, a Gilead w szczególności nie był przyjaznym nastroju. Tremaine uważała, ze i tak mieli wiele szczęścia, było by dużo gorzej gdyby Pasima i jej podwładni, byli również zakwaterowani w tym hotelu. -Powiedziano nam, ze możemy oddać pokoje komu innemu.
-Tak, to prawda. - Wzdychając w duchu schowała adres do kieszeni. Nie miała pojecia w jakim stanie był dom, podejrzewała też, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim uda się jej złapać trochę porządnego jedzenia, ani odpoczynku.
Zabsorbowana, zawróciła w stronę drzwi wejściowych, mając nadzieję, że uda się jej znaleźć taksówkarza, który będzie w stanie zawieść ją na ten adres. Ktoś zablokował jej drogę, podniosła głowę, by ujrzeć Andera Destana.
Ander ubrany był po cywilnemu, w pulower i skórzaną kurtkę. Sklepy oraz rynki, zbijały świetny interes na posiadających pieniądze uchodźcach, wszyscy z nich kupowali ubrania, koce, oraz inne przedmioty, które szybko staną się towarem deficytowym – kiedy tylko zaczną się bombardowania. Uśmiechając się Ander powiedział:
-Wyglądasz doskonale. Ten strój pasuje do ciebie.

czwartek, 27 października 2011

Strona 25

Rozdział 2





Był zimny wieczór, któremu towarzyszyła mżawka, kiedy Tremaine dotarła z powrotem do hotelu dla uchodźców. Była zmęczona, spragniona, czuła jak nieuchronnie zbliża się do niej ból głowy. Dotarcie do hotelu nie przyniosło jej wielkiej ulgi.
Miejsce to było zwykłym hotelem dla podróżnych, do puki Kapidarskie autorytety nie zdecydowały iż przeznaczy go dla uchodźców, dlatego też, był w dużo lepszym stanie, niż rozklekotany hotel u brzegu Portu Rel, który Instytut Villera przejął kiedyś w Ile-rien na swą kwaterę główną. Ten hotel nie wyglądał, jakby czasy swej świetności miał już dawno za sobą, tutaj nie było mowy o żadnego rodzaju świetności. Przeszła przez małe, ciasne lobby z jego dywanami w roślinne motywy, będącymi nieudolną imitacją Parsyckich wyrobów, z kurzem gdzieniegdzie poznaczonym niewyraźnymi odciskami dłoni. To pomieszczenie zawsze przywodziło jej na myśl, oczekiwanie na pociąg w małych wioskach na trasie do Marches.
Ludzie siedzący na twardych drewnianych ławkach i obłażących sofach sprawiali, że miejsce to wyglądało jeszcze bardziej jak poczekalnia na dworcu. Tylko, że nikt się nigdzie nie wybiera – pomyślała, popadając w jeszcze większą depresję. Ludzie rozmawiali po cichu, i ze spokojem, jednak w ich zmęczonych oczach, oraz zmartwionych głosach dawało się wyczuć napięcie. Byli tutaj Rienczycy, Parscianie oraz Anderczycy, nie posiadający dość funduszy, by znaleźć sobie miejsce na mieście, bądź też nie posiadający tutaj żadnych krewnych czy przyjaciół, którzy mogliby ich wesprzeć. Majutańczycy, z których wszyscy byli ex-więźniami Gardier, znajdowali się w jeszcze gorszej sytuacji, nie posiadali nawet ambasady do której mogliby zwrócić się o pomoc. Jednakże część z wyswobodzonych więźniów było Nizinnymi Misjonarzami, którzy wiedzieli do których z tutejszych organizacji charytatywnych się zwrócić. Kilka kontyngentów wolontariuszy zdążyło zająć się Majutanczykami, zanim Kapidarski rząd zdążył zainteresować się ich losem. Inni otrzymali podwójne obywatelstwo, więc mogli odejść, kiedy tylko zechcieli, jednak szanse na zatrudnienie gdziekolwiek były znikome, więc większość z nich nie miała gdzie się podziać. W lobby unosił się zapach zgnilizny, kurzu oraz strachu.

poniedziałek, 24 października 2011

Strona 23 -24

 Nicolas wszedł do pomieszczenia i z niedowaleniem przyglądał się oknom. Kapidarski mężczyzna przyszedł za nim i zawahał się gdy Nicolas znów wyszedł. Podszedł do Iliasa i zapytał
-Valiarde – jest szlachecką Rienską rodziną, tak?
Ilias wzruszył ramionami – Nie wiem – Nie był pewien co oznacza Szlachecka.
-Rozumiem – mężczyzna kiwnął głową – Ale bogaci?
Ilias pomyślał nad tym przez chwilę, po czym postarał się odpowiedzieć najbardziej szczerze jak umiał – Dużo za mnie zapłacili.
Mężczyzna wyglądał na zdziwionego, do puki nie usłyszał pytania krzykniętego przez Nicolasa i szybko nie wyszedł z pomieszczenia.
Ilias pozostawił martwe rośliny ich powolnej degeneracji i wrócił do dużej komnaty. Znalazł szerokie schody na holu i wszedł po nich, odnajdując jeszcze dwa piętra zimnych zatęchłych sypialni. Powyżej, znajdowała się kolejna klatka schodowa, ta była wąska i ciasna z niskim sufitem, drewniane panele w połowie wysokości ściany ustępowały miejsca pożółkłej tapecie. Korytarz do którego prowadziły również był ciasny, nisko sklepiony i oświetlony tylko jedną magiczną lampą. Otworzył pierwsze drzwi, by w bladym świetle padającym z korytarza ujrzeć mały ciemny pokój z gołą żelazną ramą łóżka i misą do mycia na stojaku. Każdą powierzchnię pokrywała gruba warstwa kurzu, wszystko pachniało pleśnią i szczurami. Pomieszczenie wyglądało jak cela, jedyne co je od niej odróżniało, to to, że drzwi zdawały się nie posiadać żadnego zamka. Zostawił otwarte drzwi i poszedł sprawdzić kilka innych pokoi. Wszystkie wyglądały tak samo.
Usłyszał na schodach ciche kroki Nicolasa, spojrzał na niego i zapytał z lekką podejrzliwością:
-Do czego służą te pokoje?
-To kwatery dla służby. - Nicolas powiedział po Syrnaimsku. Zajrzał do jednego z pokoi i poszedł dalej korytarzem – Na szczęście nie planowałem ich zatrudniać. Zmieniając jednak temat, sądzę że o to nam chodziło.
Ilias właśnie miał zapytać się, o co im chodziło, kiedy na końcu korytarza jedne z wciąż zamkniętych drzwi zaczęły otwierać się powoli. Nicolas zobaczywszy wyraz jego twarzy obrócił się sięgając ręką do kieszeni, jednakże oczywistym stało się to, że drzwi otwierały się samoistnie. Kiedy drzwi otworzyły się już na pełną szerokość, zawahały się przez chwile, po czym powoli znów się zamknęły, Ilias usłyszał szczęk zamykanej klamki. Nicolas westchnął z rozdrażnieniem i spojrzał na Kapidarskiego mężczyznę stojącego na schodach, który uśmiechnął się do nich przepraszająco i wykonał rozpaczliwy gest.

-Cienie – Ilias, rozważając sytuację, zrobił zeza ku sufitowi pokrytemu pożółkłą tapetą. Najprawdopodobniej, rozgniewane Cienie, te ciche nigdy świadomie nie przyciągały do siebie uwagi. - Gil może się nimi zająć.
-Więc może – Nicolas utkwił w Kapidarczyku spojrzenie, które powinno stopić z niego skórę. - ciągle nam o to chodziło... ale za połowę ceny.  

piątek, 21 października 2011

Strona 22

Ilias podążył za nimi, zastanawiając się nad etymologią Rieńskiego słowa „ball room”, wiedział, że pod tą nazwą nie kryło się coś aż tak interesującego, jak mogło by się wydawać. U szczytu schodów znajdowało się dwoje podwójnych drzwi, a pomieszczenie wydawało się być jedynie dużą zacienioną komnatą, podłoga wyłożyła była parkietem, który czasy swojej świetności miał już za sobą, widać było iż kiedyś drewno miało rożne odcienie, które kiedyś układały się zapewne we wzory. Magiczne światła znajdowały się w różowych kryształowych kulach przytwierdzonych do ścian. Sufit pokryty był motywami kwadratów. Mimo, że dominującymi motywami w sali były blady róż i inne kremowe kolory, to sala nie robiła dobrego wrażenia, papierowa tapeta złaziła ze ścian odsłaniając tynk i gdzieniegdzie zielony grzyb. Ilias na zapach sali zmarszczył nos. Jednakże Nicolas przyglądał się wypolerowanej powierzchni podłogi z zadowoleniem, po czym kiwnął do siebie głową i powiedział:
-Doskonała.
-Cieszę się że panu odpowiada – powiedział Kapidarski mężczyzna, pomimo iż w jego głosie dało się wyczuć nutę niedowierzania.
Rozmowa przeniosła się na pieniądze, to ile Nicolas zapłaci za dom. Znudzony, Ilias przeszedł się po pomieszczeniu, rozglądając się za magicznymi pułapkami. Mimo, ze nie posiadał zdolności Gileada, który od boga otrzymał zdolność widzenia klątw, jednakże były inne rzeczy, za którymi wiedział że powinien się rozglądać: martwe punkty jego polu widzenia, dyskretne poruszenia, zmiany w powietrzu. Gilead sprawdził by wszystko, jednak Ilias podejrzewał, że i tak nic tutaj nie znajdzie.
Za sklepionym przejściem na tyłach sali znalazł dużo mniejsze pomieszczenie w którym pełno było szkła, długie szyby umieszczone były w panelach z kutego żelaza. To miejsce musiało nieźle wyglądać, ale teraz szkło było pokryte kurzem, który od wilgoci zamienił się w gęstą kleista substancję. Były tu również gliniane donice wypełnione pyłem i pozostałościami martwych roślin. Przetarł szybę kawałkiem rękawa i ujrzał wybrukowany ogród z grządkami zarośniętymi trawą, martwym żywopłotem, oraz fontanną ze stojącą zieloną wodą. Westchnął i dotknął czołem zimnej szyby, gdziekolwiek by nie spojrzał wszystko przypominało mu o śmierci.

środa, 19 października 2011

Strona21

Ilias usłyszał z wnętrza przytłumiony odgłos dzwonka. Po chwili oczekiwania, drzwi otworzyły się ukazując czarnowłosego, chudego mężczyznę o delikatnych rysach twarzy, ubranego w marynarkę i spodnie, takie jakie jakie nosiła większość mieszkańców miasta, różnicą był jedynie ich kolor – ciemno brązowy, wraz z dopełniającą je czerwona muszka. Nicolas przemówił do niego po Riensku, a Ilia nie zawracał sobie głowy, by się im przysłuchiwać, rozglądał się po ulicy szukając czegoś na czym mógłby skupić uwagę, podczas gdy Nicolas prowadził swoje interesy. Mężczyzna odpowiedział, i cofnął się w głąb korytarza, czyniąc zapraszający gest. Nicolas zerknął do tyłu i dał znak Iliasowi by poszedł za nim.
Ilias wahał się przez moment, zaskoczony, po czym przypomniał sobie, że jedyną dobrą rzeczą jaka spotkała go w tym mieście, było to że tak samo jak w Rien i tutaj nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co znaczyło jego znamię klątwy. Poszedł po schodach za Nicolasem.
Przedpokój był wysoko sklepiony i ciemny, pomimo wielu magicznych świateł zainstalowanych na ścianach. Cztery drzwi otwierały się na obszerne pokoje , a schody na dalekim końcu przedpokoju prowadziły na wyższe pietra. Przyjemnie było zostawić zimno na zewnątrz, choć Ilias przypuszczał, że jak już przyzwyczai się do domu, uzna ze tu także nie jest zbyt ciepło. Dom był trochę podobny do tego w którym mieszkała wcześniej Tremaine, ten który widział w przelocie podczas wizyty w jej kraju, tylko że ten czuć było pleśnią. Znów zatęsknił za Ravenną - jej wnętrza były z jasnego drewna oraz barwionego szkła, jej kolorami były kość słoniowa złoto i czerwony.
Kapidarski mężczyzna spojrzał na niego z ciekawością kiedy zamykał drzwi, zapytał Nicolasa po Riensku:
-A to jest pański...?
-zięć -Nicolas odpowiedział, wchodząc w jedne z częściowo otwartych drzwi, by przyjrzeć się pokojowi. Wszystko było ciemne i ciężkie. Poczynając od ciemnych dywanów, poprzez tapety, ciemne drewniane meble kończąc na ciemnych poduszkach.
-Szukam domu dla mojej córki i jej powinowatych.
-Och, rozumiem – wyglądało na to, ze mężczyzna zmienił w jakiś sposób swój sposób myślenia.
-Sala balowa? - Nicolas podpowiedział.
-Ach! Proszę za mną. - Odwrócił się by poprowadzić ich w górę schodów.

niedziela, 16 października 2011

Strona 20

Nicols przez kilka kroków nic nie mówi, po czym niejednoznacznie odpowiedział:
-Są lepsze sposoby na pozbywanie się niepożądanych indywiduów.
Ilias uznał, że miał na myśli, iż nie było sensu za bardzo się przejmować, zwłaszcza, że nie było dowodu na to, że to bogowie byli przyczynami tych śmierci, a nie nieznośne poczucie winy. Jednakże chciał też wyjaśnić inną sprawę, więc powiedział:
-Takich jak ja.
Nicolas zatrzymał się by porozmawiać z nim twarzą w twarz. Zniecierpliwieni przechodnie mijali ich z irytacją. Ilias wciąż nie mógł dojrzeć jego oczu, jednakże jego głos był suchy i lekko zniecierpliwiony.
-Pomijając, że jeżeli cokolwiek, by ci się stało, Tremaine od razu uznałaby, że ja to zaaranżowałem. Nie ważne jakie dowody swej niewinności bym przedstawił, nieważne jak żelazne alibi bym posiadał, Tremaine i tak wiedziała by swoje i wkrótce mógłbym spodziewać się jakiejś niemiłej niespodzianki. - Odwrócił się i kontynuował marsz – Jeżeli wychowujesz córkę, by była samodzielna, a do tego doskonale posługiwała się bronią, musisz liczyć się z faktem iż nie masz zbyt wielkiego wpływu na jej postępowanie.

W końcu dotarli do cichszej ulicy, przy której również znajdowały się brzydkie budynki. Nicolas zatrzymał się przed jednym, którego schody prowadziły do drzwi znajdujących się trochę powyżej poziomu ulicy. Ilias podejrzewał, że w tak zatłoczonym mieście, należało wykorzystać każdą dostępną przestrzeń , jednak nie rozumiał, dlaczego połowa ludzi nie zdecydowała się wyprowadzić i zbudować nowego miasta gdzieś indziej. Wydawało się niezrozumiałym, by pozwolić miastu rozrosnąć się tak bardzo, że było w nim nie przyjemnie mieszkać. I nie muszą nawet szukać miejsca w którym ma siedzibę bóg – pomyślał, przyglądając się Nicolasowi, który wspiął się po schodach i pociągnął za mała miedzianą rączkę znajdującą się z boku drzwi.

środa, 12 października 2011

Strona 19

Ilias był wcześniej w Rienskim mieście, razem z Tremaine, które obecnie znajdowało się pod okupacją Gardier. Dym i hałas były porównywalnie nieznośnie, jednakże było tam wiele niesamowitych rzeczy do oglądania: witrażowe okna, wielkie kamienne budynki dekorowane mnóstwem dziwnych postaci. Tutaj budynki były z brązowej cegły, z których żaden nie był imponujący, a ich okna były tylko z zakurzonego szkła. Większość ludzi mówiła po Riensku, jednakże mieszały się tu również inne języki, sprawiające że można było się pogubić.
Ilias z poprzednich przechadzek wiedział, iż ludzie będą się na niego gapić, nawet jeżeli zwiąże włosy, więc nie zawracał sobie tym głowy. Ludzie patrzyli się, w inny sposób niż robili to Riwenczycy, którzy przyglądali mu się z czystą ciekawością lub docenieniem jego oryginalności, tutaj ludzie patrzyli na niego jakby byli urażeni widząc kogoś innego od nich samych.
Nicolas ominął kałuże i powiedział:
-Dlaczego zapytałeś, czy jesteśmy więźniami?
Ilias wzruszył ramionami, z początku nie chciał odpowiadać na pytanie. Nagle zdał sobie sprawę, że mówi:
-Tremaine powiedziała, że słuchają Pasimy. Jeżeli powiedziała im, ze kiedy wrócimy do Cineth, bóg najprawdopodobniej zabije Gileada za to co zrobił...
Wzruszył ponownie ramionami, rozdarty pomiędzy chęcią wygadania się przed kimś, a niechęcią wyciągania całej sprawy przed enigmatycznym ojcem Tremaine.
Nicolas zerknął na niego przez ramię, jego oczy zakryte przez okulary.
-Nie zdawałem sobie sprawy, że wasza sytuacja w Cineth, jest aż tak poważna.
-Nie wiemy co tak naprawdę zrobi bóg – przyznał Ilias – Jednakże nigdy wcześniej Naczynie Wybrane nie użyło klątwy.
-Jednakże karał wcześniej inne Naczynia za ich występki.
-Nasz bóg, nie – wcześniejsze Naczynia Wybrane z Cineth wiodły dość zwykłe życia, nie licząc jednego sprzed kilku generacji, który w jakiś sposób dorobił się dwóch mężów gromadki oraz dzieci, a to wszystko w przerwach między walką z kilkoma bardzo złośliwymi czarnoksiężnikami. Jej potomkowie wciąż posiadali farmy na południu miasta.
-Inni bogowie karali. Odmawiali przyjąć z powrotem Naczynie, a wtedy on popełniał samobójstwo.
Gunias z Barren Pass padł na swój miecz, kiedy bóg go nie przyjął. Nikt nie wiedział co uczynił Gunias. Zbrodnia Eliade z Syrneth była bardziej oczywista. Bóg odesłał ją, kiedy z zazdrości o mężczyznę zabiła swoją siostrę. Utopiła się niedługo później.

niedziela, 9 października 2011

Strona 18

Ilias chodził już z innymi po porcie, zwykle po to by popatrzeć z tęsknotą na Ravennę, jednakże do miasta wychodził zaledwie kilka razy i to nie daleko. Hałas i smród, były wystarczająco uporczywe w porcie.
Nicolas nie poprowadził go w stronę wyjścia, zamiast tego poszli w dół schodami z polerowanego kamienia, następnie przekroczyli nie rzucające się w oczy drzwi, które prowadziły do serii ciemnych korytarzy. Stamtąd trafili do hałaśliwego nisko sklepionego pomieszczenia wypełnionego drewnianymi szafkami parą i zapachem jedzenia. Ludzie ubrani na biało przyglądali się im kiedy przechodzili, jednakże nikt nie próbował ich zatrzymać. Nicolas popchnął ciężkie drewniane drzwi w odległej części pomieszczenia i nagle znaleźli się na zewnątrz - w szarym świetle dnia. Znajdowali się na małym wybrukowanym podwórku, które znajdowało się poniżej poziomu ulicy, odgrodzone od niej stalowym rzeźbionym płotem. Wychodziły z niego schody prowadzące alejką między wysokimi ceglanymi ścianami. Podążając wciąż śliskimi od niedawnego deszczu schodami za Nicolasem, Ilias zdawał sobie sprawę, ze nie jest to sposób w jaki większość osób opuszcza budynek. Kiedy Nicolas zatrzymał się by zamknąć za nimi furtkę, Ilias zapytał:
-Czy jesteśmy tutaj więźniami?
Nicolas zawahał się, po czym po czym puścił klamkę furtki.
-Nie, nie jesteśmy – odpowiedział wyciągając z kieszeni małe okulary, podobne do tych jakie nosił Gerard. Kiedy je założył, Ilias zauważył, że nie były jak zazwyczaj przezroczyste, lecz przyciemniane. Ruszyli w dół alejki w stronę ulicy.
-Po prostu nie chcę nikomu dać okazji, by ograniczał moje pole manewru.
Ilias mógł to zrozumieć. Dotarli do chodnika, biegnącego wzdłuż ulicy naprzeciwko ciężkiej kamiennej fasady Portu Authority. Była dość szeroka, ale zabłocona, posiadała jedynie wąskie pobocze dla pieszych. Przechodnie spieszyli się, unikając błota rozpryskiwanego przez koła bezkonnych powozów. Większość z nich ubrana była w takie same ubrania jak Rieńczycy: ciemny niebieski, brązowy lub szary z jedynie delikatną nutą koloru w postaci krawatu lub muszki. Ilias zmarszczył nos na zapach dymu oraz stojącej wody, lub czegoś gorszego. Nie rozumiał jak ci ludzie mogli mieć bezkonne wozy oraz magiczne światła tak samo jak Rieńczycy, ale nie udało się im opanować podstawowej zdolności pozbywania się odpadków.

sobota, 8 października 2011

Strona 17

Kiedy znów spojrzał do góry stał przed nim Nicolas Valiarde. Ubrany w Rieńskie ubranie, całe czarne, w większości zakryte przez długi płaszcz. No proszę, mój szalony teść – Ilias pomyślał z rezygnacją. Ten dzień robił się coraz lepszy i lepszy. Nicolas powiedział:
-Chodź ze mną.
Ilias rzucił na niego okiem.
-Nie.
Nicolas uniósł lekko brew.
-Słuchasz się tylko mojej córki?
Ilias również uniósł brew.
-Tak.
Nieoczekiwanie, Nicolas uśmiechnął się z zadowoleniem. Usiadł na ławce unosząc poły swego płaszcza.
-rozumiem.
Test, pomyślał Ilias kwaśno. Wszystko czego potrzebował. Wtedy zorientował się, że Nicolas mówił po Syrnamsku.
-Sprawiłeś, że bóg w kuli nauczył cię naszego języka – zabrzmiało to jak oskarżenie. Specjalna kula, w której mieszkał czarnoksiężnik Arsidle, dał Tremaine, Gerardowi, Anderowi oraz Florian zdolność posługiwania się Syrnamskim, kiedy po raz pierwszy zjawili się w Cinteh. Później również dowiedzieli się jak sprawić, by nauczyła ich Aeliańskiego – języka Gardier. Przynajmniej tego języka Nicolas nauczył się w normalny sposób – mieszkając pomiędzy nimi.
-Wydawało mi się to najprostsze – Nicolas przyglądał się mu przez dłuższą chwilę – jestem Umówiony by obejrzeć dom na mieście. Czy zechciałbyś mi towarzyszyć?
Ilias skrzywił się, nie pewien czy zrozumiał.
-Dom?
-Gerard potrzebuje miejsca w którym mógłby prowadzić dalsze eksperymenty z kulą. Poza tym wydaje mi się, że ty i inni uznajecie zakwaterowanie w hostelu tak samo niewygodne jak ja. - powiedział przyglądając się jednemu z Kapidarskich wojowników z strzelającym kijem na ramieniu, który maszerował korytarzem.
Ilias przemyślał propozycje, przez chwilę zastanawiając się czy Nicolas nie zamierzał go zabić. W tym momencie, cokolwiek, byłoby miła odmianą. Wzruszył ramionami.
-Pójdę.

środa, 5 października 2011

Strona 16

-Powinien to zaakceptować i zostać tutaj, pozwolić bogu wybrać inne Naczynie. - nalegała
Och, rozumiem. Ilias uśmiechnął się gorzko - Bóg nie wybierze innego naczynia dopóki Gilead żyje.
Pasima zmarszczyła czoło nie dowierzając.
-Skąd taka pewność?
-Tak jest napisane w Pamiętnikach – zebrane przez wielu poetów przez wiele lat, Dzienniki opowiadały historię życia każdego z Naczyń, mówiły o czarnoksiężnikach z którymi walczyli i których zgładzili, zawierały detale dotyczące napotkanych klątw, wszystko co wiedzieli o bogach. Większości ludzi nie chciało się czytać Ich w całości, woleli inne dzieła poetów. Jednakże Ilias musiał coś robić w czasie kiedy Gilead poszerzał swoją wiedzę, więc on też je przeczytał.
-Jest taka historia, o Liatresie, Naczyniu Wybranym z Syigoth. Został ranny podczas bitwy na wyspach Zewnętrznych i nie mógł chodzić. Żył potem jeszcze wiele lat, a bóg nie wybrał nowego Naczynia, do puki nie umarł.
Arites pisał dziennik Gileada, Illias przypomniał sobie nagle. Nie wiedział czy starsze fragmenty dziennika zostały skopiowane i przesłane do innych poetów w Syrneth czy nie. Najnowsze dzienniki zapewne wymieszane były z Podróżą Ravenny – inną opowieścią spisywaną przez Aritesa. Jednakże jeżeli sprawy potoczą się tak, jak się obawiali, Dziennik Gileada, byłby historią, której Arites za bardzo nie chciałby opowiadać.
Pasima siedziała ze ściągniętymi brwiami. Ilias przez mgnienie poczuł, ze jej współczuje.
-Teraz nie możemy nic zrobić. Pozostaje tylko czekać i zobaczyć co zrobi bóg.
Jej twarz stężała.
-Na pewno jest jakiś powód dla którego nasi przodkowie zdecydowali się naznaczać przeklętych. Być może właśnie dlatego, że trzymałeś się z Gileadem otrzymałeś to znamię. - gwałtownie wstała. - Powinieneś zostać tutaj i pozwolić mu wrócić samemu.
Pasima nie czekała by przyjrzeć się jego urażonej minie, obróciła się na piecie i poszła dalej korytarzem. Illias przyjrzał się swoim ubłoconym podeszwom zaciskając zęby tak mocno, aż zabolała go szczęka. Dlaczego w ogóle z nią rozmawiałeś? Co z tobą nie tak? - pomyślał.

piątek, 30 września 2011

Strona 15

Nie było sensu się z nią kłócić. Mógł przyznać jej rację, że nie było tu dla niego miejsca, ale co do innych spraw trzeba było mieć choć trochę trochę wiary w ludi. Jednakże mówienie tego byłoby gorsze niż bezcelowe. Powiedział przez zaciśnięte zęby:
-Czego chcesz?
Pasima ostro nabrała powietrza:
-Chcę byś porozmawiał z Gileadem.
Ilias popatrzył w przestrzeń drapiąc się po brodzie... oczywiście że chciała.
-Sama możesz z nim porozmawiać.
-Mnie nie posłucha – pochyliła się w jego stronę i ściszyła głos, choć na korytarzu i tak nie było nikogo, kto mógł zrozumieć Syrnajski. - Wiesz co się stanie jeżeli wróci do Cineth.
-Co może się stać – sprostował Ilias, wbrew własnej woli.
-Nie chcę, by coś mu się przydarzyło.
Odchrząknął i spojrzał na nią sceptycznym wzrokiem. Zmarszczyła się urazą:
-Jest moim bratem poprzez małżeństwo. Jeżeli nie wierzysz, że obchodzi mnie jego los, to chociaż uwierz w to, że nie chcę by hańba padła na nasza rodzinę.
Ilias spojrzał jej w oczy. Być może mówiła prawdę - Honor rodziny dla Pasimy był zawsze najważniejszy. Niechętnie zapytał:
-Co mam mu przekazać?
Wzięła głęboki oddech:
-Powinien tutaj zostać. Nie wracać do domu.
Ilias patrzył się na nią marszcząc czoło. Jakiś czas temu, sam powiedział to Gileadowi, jednak obydwaj wiedzieli, że tak naprawdę nie było to możliwe. Mimo wszystko, nie mógł pozbyć się tej myśli. Wiedza o tym, że Pasima jest tej samej opinii, drażniła go.
-Nie może tego zrobić.
Potrząsnęła głową, jakby zaprotestował nie zrozumiawszy o co jej chodzi.
-Będzie bezpieczny, Bezpieczny przynajmniej przed gniewem boga – dodała, prawdopodobnie przypominając sobie, że żadne z nich nie było bezpieczne, teraz kiedy Gardier mogli podróżować między światami kiedy tylko zapragnęli.
-Musi się dowiedzieć co się wydarzy – odpowiedział jej zirytowany. Z pewnością, cokolwiek myślał o Gileadzie, ona nie mogła tego zrozumieć.

wtorek, 27 września 2011

strona 14

Illias patrzył jak odchodzą. Korytarz był zimny, ale nie chciał wracać do ich pokoju w budynku po przeciwnej stronie ulicy. Tam także było zimno. Nie przywykł do sytuacji w których nie było nic do zrobienia. Nawet kiedy on i Gilead byli w Andrien w domu, zawsze znalazło się coś co musiało być zrobione, choćby łudź rybacka z przeciekającym kadłubem wymagającym naprawy. Tutaj też było dużo rzeczy do zrobienia, kłopot leżał w tym, iż żadna z nich nie mogła być zrobiona przez niego. Czuł się niepotrzebny.
Zobaczył Pasime idąca korytarzem i poczuł się jeszcze gorzej. Była wysoką przedstawicielką Syprian rasy nadmorskiej, ubrana w ciemno barwioną stule upiętą na ramieniu, w większości zakrywającą kolor jej Sypriańskiego odzienia. Jej ciemne włosy były spięte z tyłu tak by miała odsłoniętą twarz, której rysy nie dorównywały piękności tym posiadanym przez jej siostrę Viosoleli, mimo tego mężczyźni obracali się by się jej przyjrzeć.
Ilias wiedział, że przepłynie wobec niego nie obdarzywszy go nawet spojrzeniem, więc zajęło mu chwile, by zorientować się iż patrzy właśnie na jej czerwone buty z tłoczonej skóry . Spojrzał do góry, zaskoczony i nie ufny. Z jej zmęczonej twarzy można było odczytać iż od wielu dni żyje w ciągłym napięciu. Siadła na ławce, nieopodal, tak że prawie się dotykali. Zaskoczony Illias odsunął się, w sposób jednoznacznie sugerujący, że jej obecność nie jest mile widzianą.
Przyglądała mu się krytycyzm wzrokiem, tak długo, aż zrobiło mu się zimno na karku, jednakże nie miał zamiaru przerwać ciszy, więc on także wpatrywał się w nią równie uporczywym spojrzeniem. Wtedy powiedziała tonem niezobowiązującej konwersacyj:
-naprawdę sądzisz że ta cudzoziemka naprawdę cię chce?
Dołożyła do pieca. Powiedział sucho.
-To czy jest się przeklętym, czy nie, nie ma wpływu na to co ma się między nogami.
Srebrne piętno na jego policzku, które otrzymywał każdy Syprianin jeżeli nieszczęśliwie udało mu się przetrwać trafienie klątwa czarnoksiężnika, sprawiało że był traktowany jak wyrzutek w Syrnai. Jego status urósł odrobinę gdy poślubiła go Tremaine, jednakże nie w oczach ludzi takich jak Pasima.
Potrząsnęła głową, jakby nie dotarło do niej to co powiedział powiedział:
-Nie jesteś taki jak ich mężczyźni, nawet nie wiesz jak żyć w takim mieście jak to. Jedynym powodem dla którego cię poślubiła, było pozyskanie pomocy Gileada. Jednakże jeżeli on odmówi pomocy jej ludowi, powinieneś zastanowić się jak długo znajdzie się tu dla ciebie miejsce.

sobota, 24 września 2011

strona 13

Tremaine siadła na ławce obok Iliasa, mówiąc:
-Nie śmiej się z kapelusza.
Nie udało się jej wywołać uśmiechu na jego twarzy, jednakże Ilias przechylił się do niej na tyle blisko, by oprzeć swe ramię na jej ramieniu – Syprianski gest, który mógł być odczytany jako powitanie, oferowanie lub proszenie o pomoc.
-jak poszło? - zapytał.
-Zleży po czyjej jesteś stronie.
-Aż tak źle? - zapytał.
-tak – zawahała się -Muszę ci powiedzieć...
-Ixion znalazł sobie prawodawcę, który myśli, że może go wykorzystać przeciwko Gardier – Ilias przerwa jej smutno.
-Tak.. właśnie tak się stało.
Ilias wyglądał tylko na zmęczonego i zrezygnowanego.
-Spodziewaliśmy się tego. Manipuluje ludźmi. Nawet bez użycia klątw, jest w tym niezły.
Tremaine zaczerpnęła powietrza, szukając jakichś słów otuchy, ale nie znalazła żadnych. Gilead Naczynie Boga z Cineth i jedyna osoba, której udało się skomunikować z przejętym kryształem Gardier, odmówił współpracy, dopóki Ixion nie zostanie stracony. Nawet nie chciała myśleć jaki to mogło mieć wpływ na nowy i delikatny jeszcze sojusz Riensko-Sypriański. Biorąc pod uwagę jak bardzo Syprianie nienawidzili i obawiali się magii oraz czarnoksiężników, cudem było, że do tej pory układała się im współpraca.
Dwie kobiety ubrane według Kapidarskiej mody, przechodząc korytarzem przyglądały się im dezaprobującym wzrokiem. Kabidarczycy bywali niesamowicie prowincjonalni, nawet w swym największym mieście, wielu z nich uważało Syprian za podejrzanych. Tremaine odwzajemniła ich spojrzenie, rozszerzając nieco oczy, jej wysiłek został wynagrodzony, gdy kobiety pospiesznie odwróciły wzrok. Kiedy wróciła spojrzeniem na Iliasa, zauważyła że ten przyglądającego się jej z rozbawieniem:
-Jak to zrobiłaś?
-Słucham? Och – potrząsnęła delikatnie głową. Coś czego nauczysz się w ośrodku dla obłąkanych. -To talent.
Gerard zatrzymał się przed nimi zabiegany i zaabsorbowany.
-Witaj Iliasie. Tremaine, znów zaczynamy.
-O raju –wstając, powiedziała z udawaną radością w głosie.

środa, 21 września 2011

strona 12

Syprianie nienawidzili Kapidary. Kapistown, było ściśnięte na małym półwyspie, którego większą część stanowił port, dlatego też przestrzeń była bardzo cenna. Ściśnięte budynki z brązowej cegły lub skorodowanego kamienia - biurowce i mieszkania wysokimi na kilka pieter, skutecznie blokowały wąskim ulicom dostęp do zimowego światła słonecznego. Inaczej niż w Vienne, nie było tu miejsca na rozprężenie, nie planowano poszerzenia głównych ulic ani bulwarów. Ulice były zatłoczone powozami oraz samochodami, pełne odgłosu silników i klaksonów.
Ravenna nie była najbardziej aromatycznym z transportów, ale zimny, czysty wiatr Syprianskiego świata usuwał smród statku przez większa część podróży. Nawet dla Tremaine, przywykłej do miast i samochodów, smród i dym były uciążliwe, a dla Syprian wręcz chorobliwe. Chłód i wilgoć w niczym nie pomagały. Gyan, najstarszy z Syprian, który towarzyszył im z Cineth, nie mógł tu wytrzymać i wrócił na Ravenne, gdzie powietrze było świeższe i gdzie działał wydajny system grzewczy. Danias – najmłodszy z Syprian, został odesłany z Gyanem, częściowo dlatego, by wydostać go z miasta, a częściowo, dlatego że Syprianie nie mogli chodzić nigdzie bez ochrony. Pasima i reszta z jej kontyngentu – Kletia, Ciramus i Sanior – otrzymali oddzielne kwatery w Porcie Authority, co utrzymywało kłótnie rodzinne na niskim poziomie.
Ravenna zakotwiczona była niedaleko ujścia portu, ponieważ nie było dla niej miejsca w Kapidarskich głębokich dokach, zatłoczonych już przez ich własne duże statki, które nie mogły opuścić portu z powodu ataków Gardier na szlaki handlowe.
Inny z Rieńskich liniowców, należąca do Vernaire Solar – Królowa Falaise, również była tam zadokowana - uwięziona w Kapistown od wybuchu wojny. Teraz jej ładunek składał się z zaopatrzenia i broni dla walczących w Parsycji żołnierzy, a jedna z jej wielkich sal balowych została wzbogacona o magiczny krąg pozwalający przenosić się między światami.  

poniedziałek, 19 września 2011

Strona 11

Przejrzała fotografie, znalazła jedno z raczej sztywno pozującymi oficerami w sterowni i inne z Gerardem i Nilsem. Ciemna głowa Gerarda pochylona opodal jasno blond głowy Nilsa, ich plecy na w pól zgięte w kierunku aparatu, wyglądali jak konspiratory. Więc tak zostaną zapamiętani przez potomnych ostatni z wielkich czarnoksiężników Ile-Rien – pomyślała sucho – jeżeli będzie jakaś potomność. Następne zdjęcie przedstawiało Aritesa, siedzącego po turecku na podłodze sali, której nie rozpoznawała, miał rozłożone na kolanach papirusowe kartki, a w ręku drewniane pióro, patrzył szczerze na kogoś stojącego nad nim. Jego warkocz był rozpuszczony i włosy wpadały mu do oczu, sprawiając, że wyglądał na młodszego niż jest. Był.
Giaren musiał odczytać jej wyraz twarzy. Powiedział cicho:
-to ten zabity młody człowiek?
Tremaine wypościła powierzę, ignorując ucisk w klatce piersiowej.
-tak, jeden z nich.
Giaren odchrząknął i jeszcze raz przejrzał teczkę, zmieniając temat:
-Wydawało mi się, ze miałem gdzieś zdjęcie pani ojca, ale się nie wywołało.
Tremaine przytaknęła z żalem:
-To wina azotanu srebra zawartego w kliszy. Nie pokazuje się na niej.
Giaren spojrzał się na nią dziwnym wzrokiem.
-To żart – dodała poniewczasie.
-Och – Mężczyzna odetchnął z ulgą.

Ilias czekał na Tremaine siedząc na drewnianej ławce w chłodnym holu. Ubrany był w ciemno niebieskie oficerskie palto, które w większości zakrywało jego Sypriańskie ubranie – koszule bez rękawów, ciemne spodnie i buty z farbowanej, tłoczonej skóry. Miał również u szyi pierścień z białego złota zawieszony na rzemyku– prezent ślubny od Tremaine. Opaski z brązu i skóry schowane były poprzez palto, a kolczyki z brązu w kształcie dysków ginęły w jego włosach.
Widząc go w jaśniejszym świetle, jakie zapewniały elektryczne lampy holu, Tremaine poczuła się lekko wstrząśnięta. Był blady i miał cienie pod oczami, wyglądał na chorego. A właściwie, wyglądał jak ktoś przywykły do życia na świeżym powietrzu, do ciężkiej fizycznej pracy, który teraz nie miał nic do roboty, który był uwięziony w mieście, w którym nie mógł spać przez hałas, w którym nie widział słońca przez wiele dni i w którym ledwo mógł oddychać dzięki zanieczyszczonemu powietrzu.

sobota, 17 września 2011

Strona10

Portfolio pełne było fotografii. Tremaine wzięła zdjęcie, które jej podał.
-Ty je zrobiłeś?
-Tak – powiedział przeglądając zdjęcia i wybierając niektóre – używam aparatu,by pomóc przy katalogowaniu eksperymentów z kulami w Instytucie. Wydało mi się naturalnym zrobienie kilku zdjęć na Ravennie. Jednakże – dodał, uświadamiając sobie ile zdjęć znajdowało się w portfolio – wydaje mi się, że straciłem trochę kontrolę.
Czarno-biała fotografia w ręku Tremaine, była ziarnista, ale natychmiast rozpoznała pokład szalupowy Ravenny. Musiało być zrobione podczas opuszczania statku w porcie Kapistown. Długie kadłuby łodzi ratunkowych, zawieszone na swych żurawiach niemalże tworzyły dach ponad pokładem. Tłum uchodźców i marynarzy kłębił się przy relingach. Z tyłu, niedaleko ściany na schodach wiodących do jednego z włazów siedział Gilead wraz Iliasem, który usadowił się u jego stóp. Wiele postaci było nieostrych, aparat uchwycił je podczas ruchu, dwaj Syprian siedzący nieruchomo, wyszło dużo wyraźniej.
Zacięta twarz Gileada wyrażała podejrzliwość i ostrożność. Ilias wyglądał na bardziej spokojnego, jednakże wciąż czujnego. Jego włosy w większości uwolniły się z wiązania i wisiały za ramiona w zakręconej i splatanej grzywie. Brak koloru zniekształcił ich efektowne stroje, jednakże koszule bez rękawów, kamizelki, skórzane buty, warkocze, naramienne opaski i kolczyki oraz spodnie z wiązaniem, a nie z guzikami, wciąż wyglądały bardzo egzotycznie, zwłaszcza w zestawieniu z ogrodniczkami, ubraniami z samodziału czy pulowerami, noszonymi przez wszystkich innych.
Z tej odległości znamię klątwy piętnujące policzek Iliasa wyglądało jak odblask metalicznego światła.  

czwartek, 15 września 2011

Strona 9

W trwającym wieczność posiedzeniu nastąpiła krótka przerwa. Tremaine podejrzewała, że została ona zrobiona po to by dać szanse starszym przedstawicielom Kapidarskiej delegacji na skorzystanie z toalet z działającym ogrzewaniem. Zauważyła, iż Ixion wyprowadzony został pod strażą krzepkich, młodych ludzi ubranych w czerwono-szare wojskowe uniformy. Był z nimi starszy człowiek z staromodnymi bokobrodami, ubrany w dobrze uszyty cywilny garnitur, który najprawdopodobniej był czarnoksiężnikiem. Towarzyszyła mu młoda kobieta w czarnej sukni, która musiała być jego asystentką. Tremaine parsknęła do siebie zniesmaczona. Na nie wiele się zdadzą, jeżeli Ixion zdecyduje się sprawiać kłopoty.
Znalazła Gerarda w przedsionku, właśnie mówił Averiemu:
-Sądzę iż udało się pokazać, że oświadczenia Ixiona całkowicie fałszywe. Nawet tak lekko sprowokowany, nie potrafił powstrzymać się od pogróżek.
-Tak, jednakże ciężko mi uwierzyć, że to co powiedział Valiarde, było jedynie lekką prowokacją – zauważył znużenie pułkownik Averi -Ten człowiek jest niemożliwy.
Tak – Tremaine zgodziła się z nim w myślach. Rozejrzała się, by odkryć iż Nicolas był nie tylko nie możliwy ale i nie obecny, zapewne wypełniał kolejną misję. Wyglądało to dość podejrzanie, jak gdyby pojawił się na spotkaniu jedynie po to, by sprowokować Ixiona. Zatrzymała się, pozwalając, by Gerard i pułkownik oddalili się od niej. Zastanawiała się czy taki był właśnie jego zamiar. Wiedział, że Ixion tu będzie – pomyślała z irytacją przeradzająca się w złość – I nic nam nie powiedział... Nie wiedziała, jednak, skąd mógłby wiedzieć, byli w Kapidarze dopiero od dwóch tygodni, z pewnością nawet Nicolas nie potrafiłby stworzyć siatki szpiegowskiej w tak krótkim czasie. Chyba, że już taką miał, a teraz wystarczyło nawiązać z nią kontakt...
-Tremaine, jeżeli masz chwilę – Giaren podszedł do niej otwierając kartonowe portfolio. Giaren był młodym człowiekiem, ubranym bardzo poprawnie, z włosami zaczesanymi do tyłu. Był też asystentem Nilsa w Instytucie Villera, chociaż, sam nie był czarnoksiężnikiem.
-Pomyślałem, że mogłabyś chcieć kilka z nich...

czwartek, 8 września 2011

Strona 8

-Wystarczy! – Delapne nie pozwolił Ixionowi odpowiedzieć i rzucił Nicolasowi zakazujące spojrzenie. - Mamy dużo do omówienia, a mało czasu. - spojrzał na ministra i kiwnął mu głową, by kontynuował.
-wszyscy wiecie, że zebraliśmy się tutaj, by przedyskutować plan użycia eterycznych Wrót Między-światowych, by wyzwolić Rieńskich czarnoksiężników uwięzionych w Ludon przez Gardier. Jeśli choć trochę przestudiowaliście dokumentacje, zdajecie sobie sprawę, że istnieje jakiś rodzaj zabezpieczenia przeciwko materializacji w obiektach stałych, wpisany w czar Wrót., jednakrze tworzenie Wrót na lądzie wciąż jest problematyczne, przynajmniej dla nas. Poczatkowo sądziliśmy iż zabezpieczenia Lodun trzymają Gardier z daleka, jednakże nie wiemy czy zabezpieczenia te były wystarczające żeby nie pozwolić dostać się Gardier do Loudun poprzez Wrota Światów, jak również czy nie stworzyli takich Wrót w korespondujących lokacjach w Świecie Pośrednim, albo czy... - jego wraz twarzy stwardniał – Weszli do Lodun i pozostawili barierę na miejscu, by ktokolwiek pozostał przy życiu nie mógł stamtąd uciec. Tremaine skrzywiła się. Gardier, zamiast kul, używali dużych kryształów nazywanych przez nich Avatarami, zamieszkałych poprzez zbłąkane dusze czarnoksiężników, z których żadna nie znalazła się tam przypadkiem..
Rieńczycy w dalszym ciągu nie mieli pojęcia w jaki sposób Gardier tego dokonywali, ani co działo się z ciałami czarnoksiężników, było to jedne z wielu dręczących ich pytań.
-Żaden z naszych jeńców nie potrafi nam tego wyjaśnić – Delphnane przerwał, by rozejrzeć się po pokoju ostrym wzrokiem – Jeżeli jednak, którakolwiek z przebywających w środku osób wciąż żyje, musimy podjąć próbę ratunku. Dzięki kulom, plan staje się bardziej wykonalny.
No nie, naprawdę? - Pomyślała Tremaine, przewracając oczami. Na auli dało się słyszeć, kilka osób wymieniających ciche komentarze. Delaphne kontynuował:
-Teraz oczywiście wiemy, że bariera jest najprawdopodobniej podtrzymywania przy użyciu kryształów. Teraz jeżeli ktoś chciałby się wypowiedzieć na ten temat...

poniedziałek, 5 września 2011

Strona 7

Trzy młode kobiety. Kuzynka Illiasa oraz siostra i przyrodnia siostra Gileada. Tremaine nie znała ich i nawet nie pamietała ich imion. Wiedziała jednak jak bliskie były Syprianskie rodziny i jak straszliwa to musiała być strata. Zwłaszcza, że zarówno Gilead jak i Illias czuli się odpowiedzialni za nierozpoznanie rozpoznanie podstępu Ixiona. Jako, że siostra Gileada była jedyną osób, która stała pomiędzy domem Andrien a bardziej zachłannymi gałęziami rodziny, jej śmierć przyniosła inne nieprzyjemnie konsekwencje. Tremaine wiedziała czemu Gerard przytoczył akurat tą, a nie inną zbrodni, które były na koncie Ixiona. Ilias i Gilead byli jej świadkami i jeżeli Kapidarski rząd chciałby zagłębić się w sprawę, mogliby zeznawać.
Ixion oczywiście wyglądał na niedotkniętego oskarżeniem. Powiedział prosto: – Byłem zły. Czułem, ze muszę się zemścić. Coś co być może potraficie zrozumieć w zaistniałej sytuacji.
Gerard usiadł z zaciśniętymi w niesmaku wargami. Jednakże udało mu się upublicznić charakter Ixiona, który dla Kapidarczyków był nie możliwy do zignorowania.
Cichy, rozbawiony lecz doskonale słyszalny w całym pomieszczeniu głos powiedział: -Jest moim doświadczeniem, iż takie „niedyskrecje” są stale popełniane przez mężczyzn, którzy ograniczeni są przez własną upośledzoną seksualność.
Na sali zaległa cisza. Teramine zakrztusiła się własnym oddechem i zakryła usta by nie zepsuć sytuacji odgłosem łapczywie nabieranego powietrza. Mówcą był, oczywiście, jej ojciec.
Ixion przyglądał się Nicolasowi w deprymującej ciszy. Nicolas siedzący niedbale na ławce podpierając podbródek dłonią uśmiechnął się do niego lekko acz drapieżnie.
Ixion podniósł brew -Uważa pan, oczywiście, że takie zachowanie za okrutne i niemoralne.
-Nie – odpowiedział Nicolas wzruszając lekko ramionami – uważam je za głupie i niewyobrażalne, jak również niesamowicie przewidywalne.
Ixion ściągnął brwi. Tremaine odczytała jego wyraz twarzy z niezwykłą łatwością. Nicolas okazał się inny niż oczekiwał tego czarnoksiężnik. Ixion nie mógł zdecydować czy ma do czynienia z przeciwnikiem, czy z bratnią dusz, co wzbudziło w nim zaintrygowanie. Powiedział powoli – To może brzmieć jak wyzwanie.
-Wyzwanie? - nicolas nie zawracał sobie głowy tym, by wyglądać na niewinnie zaskoczonego, powiedział kpiąco – Dla tak całkowicie zreformowanej osoby jak pan?

niedziela, 28 sierpnia 2011

Strona 6


Kiedy już wszyscy zajęli miejsca, Kapidarski minister, ponury starszy człowiek stanął na podium i powiedział – wydaje mi się, że nie muszę nikomu tłumaczyć powagi sytuacji. Niskie Kraje, ich kolonie w Maiutańskich wyspach , Parsycja i Bisra wszystkie poniosły ciężkie straty, Andera, a teraz Ill-Rien, upadły.
Niespodziewanie Tremaine poczuła skurcz żołądka. To chyba był pierwszy raz kiedy, ktoś powiedział to głośno? Minister przerwał, patrząc pytająco na Tremaine. Odwzajemniła jego spojrzenie pustym wzrokiem, z orientowała się jednak, ze patrzył na, siedzącego obok niej, Gerarda, który uniósł rękę. Minister zapytał.
-Chciałby pan coś powiedzieć?
-Mam pytanie – Gerard poprawił, a Tremaine zmarszczyła brwi, by ukryć swój wyraz twarzy, kiedy usłyszała ton jego głosu.
-tak?
-Co on tutaj robi? - pytanie dotyczyło oczywiście Ixiona.
Minister rzucił nieodgadnione spojrzenie na Syprianskiego czarnoksiężnika. Hrabia Delphane, był tym, który odpowiedział na pytanie:
-Zaoferował swą pomoc przy obronie Kapistown przed Gardier.
Gerard z niedowierzaniem pokiwał powoli głową . - Chyba postradaliście zmysły.
Ixion rozłożył dłonie by uzasadnić swe postępowanie – Nigdy nie zrobiłem nic niewykraczającego poza samoobronę. - Mówił po Rieńsku z mniej wyczuwalnym obcym akcentem niż Illias i inni Syprianie. Nauczył się języka od swych porywaczy, tak samo jak nauczył się języka Gardier na Wyspie Sztormów.
Gerard podniósł brwi – Poprzez ukrycie swej tożsamości, by zabić trzy młode kobiety w ich własnym domu, czy inne liczne zbrodnie?
Zgromadzenie było zbyt ułożone, by zostać poruszonym lub zaczęło szeptać, jednakże Tremaine odczula nagłą zmianę w zainteresowaniu zgromadzonych, oraz znaczny wzrost czujności. Podejrzewała, że członkowie Rienskiej Ambasady w Kapidarze, nie wiedzieli o tym wcześniej.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Strona 5

Tremaine obróciła się do niego, przestraszona, po czym odczytała jego wyraz twarzy.
-nie wychodź – powiedziała ostro. Jeżeli jakikolwiek mężczyzna wyglądał jakby właśnie zamierzał wziąć swoją Kulę i pójść do domu, a co najmniej na Ravennę, był nim właśnie Gerard.
Hrabia Delphane, najwyższy rangą Rieński arystokrata w Kapidaże, przedstawiciel Królowej i Księżniczki Olimpii, zajął miejsce za stołem. Był wysoki, wyglądał doskonale (sharp fatured), miał dokładnie przycięte siwo białe włosy. Spojrzał spokojnie na Gerarda, jakby chciał mu przekazać, że jego reakcja nie przeszła nie zauważona.
Gerard zacisnął zęby. - Nie, nie wyjdę. Uznali by to za pusty gest.
Gerard nigdy nie opuściłby ludzi którzy na nim polegali, nie ważne jak bardzo był sprowokowany.
Nicolas przeszedł obok nich, komentując sucho – Zaskoczeni?
Tremaine wystawiła szczękę i przyjrzała się swym nowym niewygodnym butom. Desperacko brakowało im czarnoksiężników, a tylko ci najzdolniejsi byli w stanie zbudować sprawne Kule Villera, jedyną rzecz która sprawiała, że obrona przed Gardier była w ogóle możliwa. Pomimo tego, że każdy z dostępnych czarnoksiężników pracował nad konstrukcją, i tak yło ich o wiele za mało by odeprzeć inwazję na Kapidarę, wyswobodzić Loudun i resztę Ill-Rien oraz ochronić ich sojusznika – Parsycję. Dla ludzi, którzy nie znali historii Ixiona, szaleństwem musiało się wydawać nie wykorzystywanie go. Ignorując Nicolasa, powiedziała szeptem do Gerarda – Prośba, byśmy odłożyli broń, nabrała całkowicie nowego znaczenia.
-no, co ty nie powiesz – Gerard zgodził się z ponurą miną. Nicolas poszedł dalej do miejsca w pierwszym rzędzie nieopodal nawy bocznej. Tremaine złapała Gerarda za rękaw, ciągnąc go ku wolnemu miejscu w środkowym rzędzie,niepokojąc się, by nie zostali ostatnimi stojącymi osobami. Chciała dać Gerardowi trochę czasu na odzyskanie równowagi.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Strona 4

Drzwi do wewnętrznego pomieszczenia otworzyły się i Tremaine podążyła do środka za Gerardem.
   Posiadanie broni na posiedzeniu, było zabronione i musiała być ona złożona przed wejściem. Zebrała się niezła kolekcja. Nikogo nie zaskoczyło to, że pułkownik Averi i inni przedstawiciele wojska byli uzbrojeni. Kilka brwi uniosło się natomiast, kiedy Tremaine złożyła pistolet, który nosiła ze sobą od kilku tygodni. Gerard natomiast zaskoczył wszystkich opróżniając swoje kieszenie z noża sprężynowego oraz rewolwera. Nicolas był jedyną nie uzbrojoną osoba. Tremaine parsknęła do siebie drwiąco, rozbawiona, zdając sobie sprawę z tego że broń lub jej brak nie stanowiły miary tego kto był niebezpieczny, a kto nie. Jeżeli Kapidarczycy mieliby jakiekolwiek pojęcie o jej ojcu, nigdy nie wpuściliby Nicolasa do budynku.
   Pokój spotkań był tak chłodny jak przedsionek i hol. Jego podłoga wyłożona była marmurem, a ściany ciemnymi panelami. Rozświetlały go jedynie, nowo zainstalowane w budynku, elektryczne kinkiety (kandelabry), w których świetle można było ujrzeć rzędy długich prosto ciosanych stołów oraz niewygodnych ławek skierowanych ku podwyższeniu, na którym znajdował się stół i krzesła przewodniczących spotkania.
   Tremaine szła właśnie w kierunku siedzenia, czując, że wilgotny chłód pomieszczenia zdążył już przeniknąć jej kości, chcąc być już z powrotem w hotelu dla uchodźców i napić się kawy, albo iść do łóżka z Illiasem, albo lepiej być z powrotem na Ravennie w łóżku z Illiasem i kawą, kiedy Gerard złapał ja za ramię. Gerard normalnie by się tak nie zachował, chyba że miałby powody sądzić, że ich życie jest w poważnym niebezpieczeństwie. Instynktownie zamarła i pospiesznie rozejrzała się po pomieszczeniu.
   Zauważyła w głównym przejściu kilkoro dobrze ubranych mężczyzn i kobiet , którzy zajmowali miejsca na podwyższeniu, przeglądali papiery, wymieniali się luźnymi spostrzeżeniami. Zauważyła również, że mężczyzną siedzącym cicho na końcu stołu był Ixion.
   Och, na miłość Boską – pomyślała, zniesmaczona najbardziej samą sobą – Mogłam się tego spodziewać. Czarnoksiężnik ubrany był w szary wełniany garnitur z wysoko zapinanymi (high pointed) klapami marynarki – zgodnie z najnowszą modą. Z jakiegoś powodu po ciele tremain przebiegły ciarki. Żaden z Syprian nie założyłby Rieńskiego ubrania, chyba że płaszcz, by ochronić się przed chłodem.
   Nie było, żadnej wskazówki która pozwalałaby podejrzewać, że ciało które obecnie posiadał wyhodowane było w domowej roboty kadzi na Wyspie Sztormów. Od tamtego czasu zdarzyły wyrosnąć mu brwi i rzęsy, a także ciemne włosy, którym można było zarzucić jedynie to, że były trochę za krótkie wobec obowiązującej obecnie mody. Jego twarz była zwyczajna, a nawet przystojna jak na starszego człowieka.
  Obok niej Gerard powtórzył jej myśli na głos z furią: -Mogłem się tego spodziewać.

sobota, 13 sierpnia 2011

Strona 3


Z grymasem na twarzy znów rozejrzała się niecierpliwie. Każdy ubrany był w czysto wełniany lub popelinowy garnitur, wyłączając Aviera i innych przedstawicieli armii, którzy ubrani byli w ciemno niebieskie uniformy. Zauważyła, że mundur Aviera wisiał na jego chudym ciele, nie dając wątpliwości co do tego iż mężczyzna znacznie stracił na wadze od czasu kiedy go skrojono. Tremaine ubrana była w nowy strój z ciemnego tweedu (dark wool serge): wąskiej spódnicy i długiego za talie płaszcza – być może modnie ale jak dla niej zbyt krępująco i zimno. Nie uważała, by ozdobny kapelusz przydawał jej wdzięku, jednakże zgodnie z Kapidarską modą, kobiety powinny mieć coś na swych głowach. Kiedy miała gorszy dzień, uważała, że martwy albatros byłby bardziej odpowiednim nakryciem głowy, odpowiadającym jej humorowi i spełnianej obecnie funkcji. Odkąd dotarli do Kapistown nic nie szło tak jak powinno, a nawet jeżeli szło, robiło to w ślimaczym tempie.
-Gdzie do cholery jest twój ojciec – wymamrotał Gerard, wyciągając z kieszeni zegarek. Znów. Zegarek był jedną z pierwszych rzeczy jakie kupił w Kapidarze – zastępstwo za ten zniszczony podczas walki z Gadier przez czar niszczący urządzenia mechaniczne. Ten sam czar przed którym Rienscy czarnoksiężnicy nie potrafili się obronić bez pomocy kul. Czar który wyniszczył Rieńskie i Anderskie siły zbrojne.
-Daj spokój, Gerard. Biorąc pod uwagę to, po co go wysłałeś, czy naprawdę sądzisz, że którekolwiek z nas chce znać odpowiedź na to pytanie? - Tremine powiedziała sucho, uznając że odegrała się za to „siedem razy”.
Gerard odkładając zegar, spojrzał na nią krótko. - Jeżeli tylko moglibyśmy uporać się z tym nonsensem i wrócić do naszego eksperymentu.... - przerwał i powiedział z ulgą – Och, tam jest.
Tremaine spojrzała na podwójne drzwi otwarte na hol z podłoga z ciemnego marmuru. Nicholas Valiarde właśnie wchodził, kłaniając się serdecznie pułkownikowi Averiemu, który odkłonił się przyglądając nieufnie.
Tremaine obdarzała swego ojca równie wielka nieufnością co pułkownik Averi. Ubrany w czarny garnitur i płaszcz, który był niewątpliwie drogi, Nicolas nadał mu zawadiacki wygląd, mimo srebra we włosach i brody, którą niedawno zapuścił. Nie wyglądał jakby właśnie obrobił bank, chociaż nawet gdyby tak było i tak by nie wyglądał.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Strona 2


Wszyscy znajdowali się w Kapidarskim Senacie, by przedyskutować plan uwolnienia Ludun – Rieńskiego miasta, w którym, od czasu rozpoczęcia wojny, dziesiątki czarnoksiężników i setki innych mieszkańców oraz studentów uwięzione były za magiczną blokadą Gardier. Z wszystkimi przeszłymi i trwającymi problemami z szpiegami Gardier, Termaine czuła, iż każda dyskusja na forum publicznym była niewyobrażalnie złym pomysłem. Jednakże Kapidarczycy stracili na wojnie jedynie część swej floty kupieckiej, nigdy nie zostali zaatakowani bezpośrednio, dlatego też trudno było ich przekonać co do realności zagrożenia.
Termaine niemal potrafiła zrozumieć dlaczego. Jeszcze kilka tygodni temu wszyscy wierzyli, że Gardier przybyli z jakiegoś ukrytego miasta, leżącego gdzieś pomiędzy Ile-Rien i Kapidarą. Odkrycie, iż Gardier przybyli z całkowicie innego świata, że używali czarów wrót pozwalających przemieszczać się między światami, by przemieszczać swe wojskowe jednostki do miejsca nazywanego przez nich światem pośrednim, zamieszkałego głównie przez prymitywne ludy nie posiadające wiedzy o magii ani nowoczesnego uzbrojenia dla swej obrony, by potem stamtąd przenieść się do Il-rien i Andery, było ciężkie do przełknięcia, nie mówiąc już o wytłumaczeniu.
I jeżeli o to chodziło, Tremaine czuła, że jej obecność nie była potrzebna. Nie, żeby jej obecność gdziekolwiek indziej była przydatna. Było mnóstwo roboty dla czarnoksiężników; wszyscy Kapidarscy czarownicy wraz z przebywającymi na przymusowej emigracji Rieńskimi i Aderaskimi kolegami po fachu, uwięzionymi w Kapidarze od czasu wybuchu wojny, zostali powołani do konstrukcji kul Villera – jedynej skutecznej obrony przeciwko Gardier. Pracownicy Instytutu Villera zajęci byli badaniem prototypu statku powietrznego, przywiezionego ze świata Gardier, jednakże Termaine nie wiedziała zbyt dużo o mechanice i silnikach, więc nie mogła im pomóc.

środa, 10 sierpnia 2011

Strona 1

Rozdział 1


To nie jest dobry pomysł – wyszeptała Tremaine. Nie mogła zliczyć, ile razy już to powiedziała.
- Doprawdy tak uważasz? - Emanując irytacją, Gerard czyścił swe okulary chusteczką w sposób, który mógł być opisany jedynie, jako agresywny. - Obawiam się, że nie zrozumiałem, gdy mówiłaś to pierwsze siedem razy - Gerard, najwyraźniej, zliczył.
- No dobra, w porządku – Termaine wzruszyła ramionami rozglądając się po przedsionku. Nie chciała tutaj być. Budynek, będący częścią Kapidarskiego Senatu, był bardziej szanowany za swoja historyczną wartość niż komfort czy utylitarność. Zimny i nie za dobrze oświetlony korytarz został wyłożony ciemnym drewnem, a wysoko zawieszony sufit nosił żółte ślady starych zacieków. Pułkownik Avier i kilku dygnitarzy, włączając w to Rienskich oraz Parsyckich ambasadorów w Kapidarze wraz z członkami swych kadr, również czekali, stali niedaleko w małych grupkach, udając że są pogrążeni w przyjaznych rozmowach. Gerard był jedynym obecnym Rieńskim czarnoksiężnikiem; dekret bezpieczeństwa nakazywał, by Królowa Ravenna była obsadzona załogą i w każdej chwili gotowa do opuszczenia portu w Kapistown. W tym momencie Nils był na pokładzie wraz z jedna z skonstruowanych przez siebie kul, na wypadek gdyby statek musiał się bronić przed czarami Gardier, a także w każdej chwili mógł przenieść się poprzez eterowe wrota do innego świata.  

Przedsłowie

Martha Wells, mimo, ze  niezbyt popularna w naszym kraju, jest jedną z moich ulubionych zagranicznych autorek. Kiedy pierwszy raz znalazła się w moich rękach jej powieść, byli to "Łowcy Czarnoksiężników", zostałem mile zaskoczony oryginalnym światem (przywodzącym mi na myśl początek dwudziestego wieku) oraz realistycznymi postaciami. Oprócz wyżej wymienionej książki, w Polsce ukazały się inne książki Marthy Wells, takie jak:

-Śmierć Nekromany
-Żywioły Ognia
-Powietrzne Okręty 
Wszystkie te książki ukazały się nakładem wydawnictwa MAG, wszystkie one traktowały o losach królestwa Ile-Rien. "Łowcy Czarnoksiężników" i "Powietrzne Okręty", są pierwszymi z trzech tomów serii Upadek Ile-Rien. "Wrota Bogów" - ostatni z tomów trylogii, jak czytamy na forum wydawnictwa, nie znajduje się na liście książek oczekujących na wydanie.(możecie sobie wyobrazić mój zawód)
Według mnie to trochę nie w porządku względem czytelników, by pozbawić ich wiedzy o dalszych losach bohaterów sagi, dlatego też dawno temu zakupiłem książkę w oryginalnym języku, a teraz postanowiłem w miarę swoich możliwości przetłumaczyć ją na Polski.

Życzę wszystkim miłej lektury. 

Okładka