niedziela, 28 sierpnia 2011

Strona 6


Kiedy już wszyscy zajęli miejsca, Kapidarski minister, ponury starszy człowiek stanął na podium i powiedział – wydaje mi się, że nie muszę nikomu tłumaczyć powagi sytuacji. Niskie Kraje, ich kolonie w Maiutańskich wyspach , Parsycja i Bisra wszystkie poniosły ciężkie straty, Andera, a teraz Ill-Rien, upadły.
Niespodziewanie Tremaine poczuła skurcz żołądka. To chyba był pierwszy raz kiedy, ktoś powiedział to głośno? Minister przerwał, patrząc pytająco na Tremaine. Odwzajemniła jego spojrzenie pustym wzrokiem, z orientowała się jednak, ze patrzył na, siedzącego obok niej, Gerarda, który uniósł rękę. Minister zapytał.
-Chciałby pan coś powiedzieć?
-Mam pytanie – Gerard poprawił, a Tremaine zmarszczyła brwi, by ukryć swój wyraz twarzy, kiedy usłyszała ton jego głosu.
-tak?
-Co on tutaj robi? - pytanie dotyczyło oczywiście Ixiona.
Minister rzucił nieodgadnione spojrzenie na Syprianskiego czarnoksiężnika. Hrabia Delphane, był tym, który odpowiedział na pytanie:
-Zaoferował swą pomoc przy obronie Kapistown przed Gardier.
Gerard z niedowierzaniem pokiwał powoli głową . - Chyba postradaliście zmysły.
Ixion rozłożył dłonie by uzasadnić swe postępowanie – Nigdy nie zrobiłem nic niewykraczającego poza samoobronę. - Mówił po Rieńsku z mniej wyczuwalnym obcym akcentem niż Illias i inni Syprianie. Nauczył się języka od swych porywaczy, tak samo jak nauczył się języka Gardier na Wyspie Sztormów.
Gerard podniósł brwi – Poprzez ukrycie swej tożsamości, by zabić trzy młode kobiety w ich własnym domu, czy inne liczne zbrodnie?
Zgromadzenie było zbyt ułożone, by zostać poruszonym lub zaczęło szeptać, jednakże Tremaine odczula nagłą zmianę w zainteresowaniu zgromadzonych, oraz znaczny wzrost czujności. Podejrzewała, że członkowie Rienskiej Ambasady w Kapidarze, nie wiedzieli o tym wcześniej.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Strona 5

Tremaine obróciła się do niego, przestraszona, po czym odczytała jego wyraz twarzy.
-nie wychodź – powiedziała ostro. Jeżeli jakikolwiek mężczyzna wyglądał jakby właśnie zamierzał wziąć swoją Kulę i pójść do domu, a co najmniej na Ravennę, był nim właśnie Gerard.
Hrabia Delphane, najwyższy rangą Rieński arystokrata w Kapidaże, przedstawiciel Królowej i Księżniczki Olimpii, zajął miejsce za stołem. Był wysoki, wyglądał doskonale (sharp fatured), miał dokładnie przycięte siwo białe włosy. Spojrzał spokojnie na Gerarda, jakby chciał mu przekazać, że jego reakcja nie przeszła nie zauważona.
Gerard zacisnął zęby. - Nie, nie wyjdę. Uznali by to za pusty gest.
Gerard nigdy nie opuściłby ludzi którzy na nim polegali, nie ważne jak bardzo był sprowokowany.
Nicolas przeszedł obok nich, komentując sucho – Zaskoczeni?
Tremaine wystawiła szczękę i przyjrzała się swym nowym niewygodnym butom. Desperacko brakowało im czarnoksiężników, a tylko ci najzdolniejsi byli w stanie zbudować sprawne Kule Villera, jedyną rzecz która sprawiała, że obrona przed Gardier była w ogóle możliwa. Pomimo tego, że każdy z dostępnych czarnoksiężników pracował nad konstrukcją, i tak yło ich o wiele za mało by odeprzeć inwazję na Kapidarę, wyswobodzić Loudun i resztę Ill-Rien oraz ochronić ich sojusznika – Parsycję. Dla ludzi, którzy nie znali historii Ixiona, szaleństwem musiało się wydawać nie wykorzystywanie go. Ignorując Nicolasa, powiedziała szeptem do Gerarda – Prośba, byśmy odłożyli broń, nabrała całkowicie nowego znaczenia.
-no, co ty nie powiesz – Gerard zgodził się z ponurą miną. Nicolas poszedł dalej do miejsca w pierwszym rzędzie nieopodal nawy bocznej. Tremaine złapała Gerarda za rękaw, ciągnąc go ku wolnemu miejscu w środkowym rzędzie,niepokojąc się, by nie zostali ostatnimi stojącymi osobami. Chciała dać Gerardowi trochę czasu na odzyskanie równowagi.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Strona 4

Drzwi do wewnętrznego pomieszczenia otworzyły się i Tremaine podążyła do środka za Gerardem.
   Posiadanie broni na posiedzeniu, było zabronione i musiała być ona złożona przed wejściem. Zebrała się niezła kolekcja. Nikogo nie zaskoczyło to, że pułkownik Averi i inni przedstawiciele wojska byli uzbrojeni. Kilka brwi uniosło się natomiast, kiedy Tremaine złożyła pistolet, który nosiła ze sobą od kilku tygodni. Gerard natomiast zaskoczył wszystkich opróżniając swoje kieszenie z noża sprężynowego oraz rewolwera. Nicolas był jedyną nie uzbrojoną osoba. Tremaine parsknęła do siebie drwiąco, rozbawiona, zdając sobie sprawę z tego że broń lub jej brak nie stanowiły miary tego kto był niebezpieczny, a kto nie. Jeżeli Kapidarczycy mieliby jakiekolwiek pojęcie o jej ojcu, nigdy nie wpuściliby Nicolasa do budynku.
   Pokój spotkań był tak chłodny jak przedsionek i hol. Jego podłoga wyłożona była marmurem, a ściany ciemnymi panelami. Rozświetlały go jedynie, nowo zainstalowane w budynku, elektryczne kinkiety (kandelabry), w których świetle można było ujrzeć rzędy długich prosto ciosanych stołów oraz niewygodnych ławek skierowanych ku podwyższeniu, na którym znajdował się stół i krzesła przewodniczących spotkania.
   Tremaine szła właśnie w kierunku siedzenia, czując, że wilgotny chłód pomieszczenia zdążył już przeniknąć jej kości, chcąc być już z powrotem w hotelu dla uchodźców i napić się kawy, albo iść do łóżka z Illiasem, albo lepiej być z powrotem na Ravennie w łóżku z Illiasem i kawą, kiedy Gerard złapał ja za ramię. Gerard normalnie by się tak nie zachował, chyba że miałby powody sądzić, że ich życie jest w poważnym niebezpieczeństwie. Instynktownie zamarła i pospiesznie rozejrzała się po pomieszczeniu.
   Zauważyła w głównym przejściu kilkoro dobrze ubranych mężczyzn i kobiet , którzy zajmowali miejsca na podwyższeniu, przeglądali papiery, wymieniali się luźnymi spostrzeżeniami. Zauważyła również, że mężczyzną siedzącym cicho na końcu stołu był Ixion.
   Och, na miłość Boską – pomyślała, zniesmaczona najbardziej samą sobą – Mogłam się tego spodziewać. Czarnoksiężnik ubrany był w szary wełniany garnitur z wysoko zapinanymi (high pointed) klapami marynarki – zgodnie z najnowszą modą. Z jakiegoś powodu po ciele tremain przebiegły ciarki. Żaden z Syprian nie założyłby Rieńskiego ubrania, chyba że płaszcz, by ochronić się przed chłodem.
   Nie było, żadnej wskazówki która pozwalałaby podejrzewać, że ciało które obecnie posiadał wyhodowane było w domowej roboty kadzi na Wyspie Sztormów. Od tamtego czasu zdarzyły wyrosnąć mu brwi i rzęsy, a także ciemne włosy, którym można było zarzucić jedynie to, że były trochę za krótkie wobec obowiązującej obecnie mody. Jego twarz była zwyczajna, a nawet przystojna jak na starszego człowieka.
  Obok niej Gerard powtórzył jej myśli na głos z furią: -Mogłem się tego spodziewać.

sobota, 13 sierpnia 2011

Strona 3


Z grymasem na twarzy znów rozejrzała się niecierpliwie. Każdy ubrany był w czysto wełniany lub popelinowy garnitur, wyłączając Aviera i innych przedstawicieli armii, którzy ubrani byli w ciemno niebieskie uniformy. Zauważyła, że mundur Aviera wisiał na jego chudym ciele, nie dając wątpliwości co do tego iż mężczyzna znacznie stracił na wadze od czasu kiedy go skrojono. Tremaine ubrana była w nowy strój z ciemnego tweedu (dark wool serge): wąskiej spódnicy i długiego za talie płaszcza – być może modnie ale jak dla niej zbyt krępująco i zimno. Nie uważała, by ozdobny kapelusz przydawał jej wdzięku, jednakże zgodnie z Kapidarską modą, kobiety powinny mieć coś na swych głowach. Kiedy miała gorszy dzień, uważała, że martwy albatros byłby bardziej odpowiednim nakryciem głowy, odpowiadającym jej humorowi i spełnianej obecnie funkcji. Odkąd dotarli do Kapistown nic nie szło tak jak powinno, a nawet jeżeli szło, robiło to w ślimaczym tempie.
-Gdzie do cholery jest twój ojciec – wymamrotał Gerard, wyciągając z kieszeni zegarek. Znów. Zegarek był jedną z pierwszych rzeczy jakie kupił w Kapidarze – zastępstwo za ten zniszczony podczas walki z Gadier przez czar niszczący urządzenia mechaniczne. Ten sam czar przed którym Rienscy czarnoksiężnicy nie potrafili się obronić bez pomocy kul. Czar który wyniszczył Rieńskie i Anderskie siły zbrojne.
-Daj spokój, Gerard. Biorąc pod uwagę to, po co go wysłałeś, czy naprawdę sądzisz, że którekolwiek z nas chce znać odpowiedź na to pytanie? - Tremine powiedziała sucho, uznając że odegrała się za to „siedem razy”.
Gerard odkładając zegar, spojrzał na nią krótko. - Jeżeli tylko moglibyśmy uporać się z tym nonsensem i wrócić do naszego eksperymentu.... - przerwał i powiedział z ulgą – Och, tam jest.
Tremaine spojrzała na podwójne drzwi otwarte na hol z podłoga z ciemnego marmuru. Nicholas Valiarde właśnie wchodził, kłaniając się serdecznie pułkownikowi Averiemu, który odkłonił się przyglądając nieufnie.
Tremaine obdarzała swego ojca równie wielka nieufnością co pułkownik Averi. Ubrany w czarny garnitur i płaszcz, który był niewątpliwie drogi, Nicolas nadał mu zawadiacki wygląd, mimo srebra we włosach i brody, którą niedawno zapuścił. Nie wyglądał jakby właśnie obrobił bank, chociaż nawet gdyby tak było i tak by nie wyglądał.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Strona 2


Wszyscy znajdowali się w Kapidarskim Senacie, by przedyskutować plan uwolnienia Ludun – Rieńskiego miasta, w którym, od czasu rozpoczęcia wojny, dziesiątki czarnoksiężników i setki innych mieszkańców oraz studentów uwięzione były za magiczną blokadą Gardier. Z wszystkimi przeszłymi i trwającymi problemami z szpiegami Gardier, Termaine czuła, iż każda dyskusja na forum publicznym była niewyobrażalnie złym pomysłem. Jednakże Kapidarczycy stracili na wojnie jedynie część swej floty kupieckiej, nigdy nie zostali zaatakowani bezpośrednio, dlatego też trudno było ich przekonać co do realności zagrożenia.
Termaine niemal potrafiła zrozumieć dlaczego. Jeszcze kilka tygodni temu wszyscy wierzyli, że Gardier przybyli z jakiegoś ukrytego miasta, leżącego gdzieś pomiędzy Ile-Rien i Kapidarą. Odkrycie, iż Gardier przybyli z całkowicie innego świata, że używali czarów wrót pozwalających przemieszczać się między światami, by przemieszczać swe wojskowe jednostki do miejsca nazywanego przez nich światem pośrednim, zamieszkałego głównie przez prymitywne ludy nie posiadające wiedzy o magii ani nowoczesnego uzbrojenia dla swej obrony, by potem stamtąd przenieść się do Il-rien i Andery, było ciężkie do przełknięcia, nie mówiąc już o wytłumaczeniu.
I jeżeli o to chodziło, Tremaine czuła, że jej obecność nie była potrzebna. Nie, żeby jej obecność gdziekolwiek indziej była przydatna. Było mnóstwo roboty dla czarnoksiężników; wszyscy Kapidarscy czarownicy wraz z przebywającymi na przymusowej emigracji Rieńskimi i Aderaskimi kolegami po fachu, uwięzionymi w Kapidarze od czasu wybuchu wojny, zostali powołani do konstrukcji kul Villera – jedynej skutecznej obrony przeciwko Gardier. Pracownicy Instytutu Villera zajęci byli badaniem prototypu statku powietrznego, przywiezionego ze świata Gardier, jednakże Termaine nie wiedziała zbyt dużo o mechanice i silnikach, więc nie mogła im pomóc.

środa, 10 sierpnia 2011

Strona 1

Rozdział 1


To nie jest dobry pomysł – wyszeptała Tremaine. Nie mogła zliczyć, ile razy już to powiedziała.
- Doprawdy tak uważasz? - Emanując irytacją, Gerard czyścił swe okulary chusteczką w sposób, który mógł być opisany jedynie, jako agresywny. - Obawiam się, że nie zrozumiałem, gdy mówiłaś to pierwsze siedem razy - Gerard, najwyraźniej, zliczył.
- No dobra, w porządku – Termaine wzruszyła ramionami rozglądając się po przedsionku. Nie chciała tutaj być. Budynek, będący częścią Kapidarskiego Senatu, był bardziej szanowany za swoja historyczną wartość niż komfort czy utylitarność. Zimny i nie za dobrze oświetlony korytarz został wyłożony ciemnym drewnem, a wysoko zawieszony sufit nosił żółte ślady starych zacieków. Pułkownik Avier i kilku dygnitarzy, włączając w to Rienskich oraz Parsyckich ambasadorów w Kapidarze wraz z członkami swych kadr, również czekali, stali niedaleko w małych grupkach, udając że są pogrążeni w przyjaznych rozmowach. Gerard był jedynym obecnym Rieńskim czarnoksiężnikiem; dekret bezpieczeństwa nakazywał, by Królowa Ravenna była obsadzona załogą i w każdej chwili gotowa do opuszczenia portu w Kapistown. W tym momencie Nils był na pokładzie wraz z jedna z skonstruowanych przez siebie kul, na wypadek gdyby statek musiał się bronić przed czarami Gardier, a także w każdej chwili mógł przenieść się poprzez eterowe wrota do innego świata.  

Przedsłowie

Martha Wells, mimo, ze  niezbyt popularna w naszym kraju, jest jedną z moich ulubionych zagranicznych autorek. Kiedy pierwszy raz znalazła się w moich rękach jej powieść, byli to "Łowcy Czarnoksiężników", zostałem mile zaskoczony oryginalnym światem (przywodzącym mi na myśl początek dwudziestego wieku) oraz realistycznymi postaciami. Oprócz wyżej wymienionej książki, w Polsce ukazały się inne książki Marthy Wells, takie jak:

-Śmierć Nekromany
-Żywioły Ognia
-Powietrzne Okręty 
Wszystkie te książki ukazały się nakładem wydawnictwa MAG, wszystkie one traktowały o losach królestwa Ile-Rien. "Łowcy Czarnoksiężników" i "Powietrzne Okręty", są pierwszymi z trzech tomów serii Upadek Ile-Rien. "Wrota Bogów" - ostatni z tomów trylogii, jak czytamy na forum wydawnictwa, nie znajduje się na liście książek oczekujących na wydanie.(możecie sobie wyobrazić mój zawód)
Według mnie to trochę nie w porządku względem czytelników, by pozbawić ich wiedzy o dalszych losach bohaterów sagi, dlatego też dawno temu zakupiłem książkę w oryginalnym języku, a teraz postanowiłem w miarę swoich możliwości przetłumaczyć ją na Polski.

Życzę wszystkim miłej lektury. 

Okładka