niedziela, 30 października 2011

Strona 26

Tremaine już prawie dotarła do schodów, kiedy jeden z zabieganych recepcjonistów podbiegł do niej, trzymając złożony kawałek papieru.
-Pani Valiarde! Wiadomość do pani.
Będąc jedną z niewielu osób w hostelu, którą wciąż stać było na napiwki, Tremaine zazwyczaj obsługiwana była z szczególna uwagą. Wymieniła więc zwyczajowy napiwek na swą wiadomość i otworzyła ją.
Nie było na niej nic prócz adresu. Popatrzyła się na niego zdziwiona, po czym zdała sobie sprawę co musiał oznaczać. Znalazł dom. Zastanawiała się jak mu się to udało. Zakwaterowanie w tym zatłoczonym mieście, było prawie niemożliwe, a Gerard potrzebował dużego pomieszczenia do eksperymentów z kulą Arsildla.
-Czy nasze pokoje zostały opróżnione?
-Tak, proszę pani. - wyglądało na to, że ich wyprowadzka ulżyła mężczyźnie. Wszyscy pracownicy hotelu, czuli się w jakiś sposób niepewnie kiedy chodziło o sprawy Syprian, a Gilead w szczególności nie był przyjaznym nastroju. Tremaine uważała, ze i tak mieli wiele szczęścia, było by dużo gorzej gdyby Pasima i jej podwładni, byli również zakwaterowani w tym hotelu. -Powiedziano nam, ze możemy oddać pokoje komu innemu.
-Tak, to prawda. - Wzdychając w duchu schowała adres do kieszeni. Nie miała pojecia w jakim stanie był dom, podejrzewała też, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim uda się jej złapać trochę porządnego jedzenia, ani odpoczynku.
Zabsorbowana, zawróciła w stronę drzwi wejściowych, mając nadzieję, że uda się jej znaleźć taksówkarza, który będzie w stanie zawieść ją na ten adres. Ktoś zablokował jej drogę, podniosła głowę, by ujrzeć Andera Destana.
Ander ubrany był po cywilnemu, w pulower i skórzaną kurtkę. Sklepy oraz rynki, zbijały świetny interes na posiadających pieniądze uchodźcach, wszyscy z nich kupowali ubrania, koce, oraz inne przedmioty, które szybko staną się towarem deficytowym – kiedy tylko zaczną się bombardowania. Uśmiechając się Ander powiedział:
-Wyglądasz doskonale. Ten strój pasuje do ciebie.

czwartek, 27 października 2011

Strona 25

Rozdział 2





Był zimny wieczór, któremu towarzyszyła mżawka, kiedy Tremaine dotarła z powrotem do hotelu dla uchodźców. Była zmęczona, spragniona, czuła jak nieuchronnie zbliża się do niej ból głowy. Dotarcie do hotelu nie przyniosło jej wielkiej ulgi.
Miejsce to było zwykłym hotelem dla podróżnych, do puki Kapidarskie autorytety nie zdecydowały iż przeznaczy go dla uchodźców, dlatego też, był w dużo lepszym stanie, niż rozklekotany hotel u brzegu Portu Rel, który Instytut Villera przejął kiedyś w Ile-rien na swą kwaterę główną. Ten hotel nie wyglądał, jakby czasy swej świetności miał już dawno za sobą, tutaj nie było mowy o żadnego rodzaju świetności. Przeszła przez małe, ciasne lobby z jego dywanami w roślinne motywy, będącymi nieudolną imitacją Parsyckich wyrobów, z kurzem gdzieniegdzie poznaczonym niewyraźnymi odciskami dłoni. To pomieszczenie zawsze przywodziło jej na myśl, oczekiwanie na pociąg w małych wioskach na trasie do Marches.
Ludzie siedzący na twardych drewnianych ławkach i obłażących sofach sprawiali, że miejsce to wyglądało jeszcze bardziej jak poczekalnia na dworcu. Tylko, że nikt się nigdzie nie wybiera – pomyślała, popadając w jeszcze większą depresję. Ludzie rozmawiali po cichu, i ze spokojem, jednak w ich zmęczonych oczach, oraz zmartwionych głosach dawało się wyczuć napięcie. Byli tutaj Rienczycy, Parscianie oraz Anderczycy, nie posiadający dość funduszy, by znaleźć sobie miejsce na mieście, bądź też nie posiadający tutaj żadnych krewnych czy przyjaciół, którzy mogliby ich wesprzeć. Majutańczycy, z których wszyscy byli ex-więźniami Gardier, znajdowali się w jeszcze gorszej sytuacji, nie posiadali nawet ambasady do której mogliby zwrócić się o pomoc. Jednakże część z wyswobodzonych więźniów było Nizinnymi Misjonarzami, którzy wiedzieli do których z tutejszych organizacji charytatywnych się zwrócić. Kilka kontyngentów wolontariuszy zdążyło zająć się Majutanczykami, zanim Kapidarski rząd zdążył zainteresować się ich losem. Inni otrzymali podwójne obywatelstwo, więc mogli odejść, kiedy tylko zechcieli, jednak szanse na zatrudnienie gdziekolwiek były znikome, więc większość z nich nie miała gdzie się podziać. W lobby unosił się zapach zgnilizny, kurzu oraz strachu.

poniedziałek, 24 października 2011

Strona 23 -24

 Nicolas wszedł do pomieszczenia i z niedowaleniem przyglądał się oknom. Kapidarski mężczyzna przyszedł za nim i zawahał się gdy Nicolas znów wyszedł. Podszedł do Iliasa i zapytał
-Valiarde – jest szlachecką Rienską rodziną, tak?
Ilias wzruszył ramionami – Nie wiem – Nie był pewien co oznacza Szlachecka.
-Rozumiem – mężczyzna kiwnął głową – Ale bogaci?
Ilias pomyślał nad tym przez chwilę, po czym postarał się odpowiedzieć najbardziej szczerze jak umiał – Dużo za mnie zapłacili.
Mężczyzna wyglądał na zdziwionego, do puki nie usłyszał pytania krzykniętego przez Nicolasa i szybko nie wyszedł z pomieszczenia.
Ilias pozostawił martwe rośliny ich powolnej degeneracji i wrócił do dużej komnaty. Znalazł szerokie schody na holu i wszedł po nich, odnajdując jeszcze dwa piętra zimnych zatęchłych sypialni. Powyżej, znajdowała się kolejna klatka schodowa, ta była wąska i ciasna z niskim sufitem, drewniane panele w połowie wysokości ściany ustępowały miejsca pożółkłej tapecie. Korytarz do którego prowadziły również był ciasny, nisko sklepiony i oświetlony tylko jedną magiczną lampą. Otworzył pierwsze drzwi, by w bladym świetle padającym z korytarza ujrzeć mały ciemny pokój z gołą żelazną ramą łóżka i misą do mycia na stojaku. Każdą powierzchnię pokrywała gruba warstwa kurzu, wszystko pachniało pleśnią i szczurami. Pomieszczenie wyglądało jak cela, jedyne co je od niej odróżniało, to to, że drzwi zdawały się nie posiadać żadnego zamka. Zostawił otwarte drzwi i poszedł sprawdzić kilka innych pokoi. Wszystkie wyglądały tak samo.
Usłyszał na schodach ciche kroki Nicolasa, spojrzał na niego i zapytał z lekką podejrzliwością:
-Do czego służą te pokoje?
-To kwatery dla służby. - Nicolas powiedział po Syrnaimsku. Zajrzał do jednego z pokoi i poszedł dalej korytarzem – Na szczęście nie planowałem ich zatrudniać. Zmieniając jednak temat, sądzę że o to nam chodziło.
Ilias właśnie miał zapytać się, o co im chodziło, kiedy na końcu korytarza jedne z wciąż zamkniętych drzwi zaczęły otwierać się powoli. Nicolas zobaczywszy wyraz jego twarzy obrócił się sięgając ręką do kieszeni, jednakże oczywistym stało się to, że drzwi otwierały się samoistnie. Kiedy drzwi otworzyły się już na pełną szerokość, zawahały się przez chwile, po czym powoli znów się zamknęły, Ilias usłyszał szczęk zamykanej klamki. Nicolas westchnął z rozdrażnieniem i spojrzał na Kapidarskiego mężczyznę stojącego na schodach, który uśmiechnął się do nich przepraszająco i wykonał rozpaczliwy gest.

-Cienie – Ilias, rozważając sytuację, zrobił zeza ku sufitowi pokrytemu pożółkłą tapetą. Najprawdopodobniej, rozgniewane Cienie, te ciche nigdy świadomie nie przyciągały do siebie uwagi. - Gil może się nimi zająć.
-Więc może – Nicolas utkwił w Kapidarczyku spojrzenie, które powinno stopić z niego skórę. - ciągle nam o to chodziło... ale za połowę ceny.  

piątek, 21 października 2011

Strona 22

Ilias podążył za nimi, zastanawiając się nad etymologią Rieńskiego słowa „ball room”, wiedział, że pod tą nazwą nie kryło się coś aż tak interesującego, jak mogło by się wydawać. U szczytu schodów znajdowało się dwoje podwójnych drzwi, a pomieszczenie wydawało się być jedynie dużą zacienioną komnatą, podłoga wyłożyła była parkietem, który czasy swojej świetności miał już za sobą, widać było iż kiedyś drewno miało rożne odcienie, które kiedyś układały się zapewne we wzory. Magiczne światła znajdowały się w różowych kryształowych kulach przytwierdzonych do ścian. Sufit pokryty był motywami kwadratów. Mimo, że dominującymi motywami w sali były blady róż i inne kremowe kolory, to sala nie robiła dobrego wrażenia, papierowa tapeta złaziła ze ścian odsłaniając tynk i gdzieniegdzie zielony grzyb. Ilias na zapach sali zmarszczył nos. Jednakże Nicolas przyglądał się wypolerowanej powierzchni podłogi z zadowoleniem, po czym kiwnął do siebie głową i powiedział:
-Doskonała.
-Cieszę się że panu odpowiada – powiedział Kapidarski mężczyzna, pomimo iż w jego głosie dało się wyczuć nutę niedowierzania.
Rozmowa przeniosła się na pieniądze, to ile Nicolas zapłaci za dom. Znudzony, Ilias przeszedł się po pomieszczeniu, rozglądając się za magicznymi pułapkami. Mimo, ze nie posiadał zdolności Gileada, który od boga otrzymał zdolność widzenia klątw, jednakże były inne rzeczy, za którymi wiedział że powinien się rozglądać: martwe punkty jego polu widzenia, dyskretne poruszenia, zmiany w powietrzu. Gilead sprawdził by wszystko, jednak Ilias podejrzewał, że i tak nic tutaj nie znajdzie.
Za sklepionym przejściem na tyłach sali znalazł dużo mniejsze pomieszczenie w którym pełno było szkła, długie szyby umieszczone były w panelach z kutego żelaza. To miejsce musiało nieźle wyglądać, ale teraz szkło było pokryte kurzem, który od wilgoci zamienił się w gęstą kleista substancję. Były tu również gliniane donice wypełnione pyłem i pozostałościami martwych roślin. Przetarł szybę kawałkiem rękawa i ujrzał wybrukowany ogród z grządkami zarośniętymi trawą, martwym żywopłotem, oraz fontanną ze stojącą zieloną wodą. Westchnął i dotknął czołem zimnej szyby, gdziekolwiek by nie spojrzał wszystko przypominało mu o śmierci.

środa, 19 października 2011

Strona21

Ilias usłyszał z wnętrza przytłumiony odgłos dzwonka. Po chwili oczekiwania, drzwi otworzyły się ukazując czarnowłosego, chudego mężczyznę o delikatnych rysach twarzy, ubranego w marynarkę i spodnie, takie jakie jakie nosiła większość mieszkańców miasta, różnicą był jedynie ich kolor – ciemno brązowy, wraz z dopełniającą je czerwona muszka. Nicolas przemówił do niego po Riensku, a Ilia nie zawracał sobie głowy, by się im przysłuchiwać, rozglądał się po ulicy szukając czegoś na czym mógłby skupić uwagę, podczas gdy Nicolas prowadził swoje interesy. Mężczyzna odpowiedział, i cofnął się w głąb korytarza, czyniąc zapraszający gest. Nicolas zerknął do tyłu i dał znak Iliasowi by poszedł za nim.
Ilias wahał się przez moment, zaskoczony, po czym przypomniał sobie, że jedyną dobrą rzeczą jaka spotkała go w tym mieście, było to że tak samo jak w Rien i tutaj nikt nie zdawał sobie sprawy z tego co znaczyło jego znamię klątwy. Poszedł po schodach za Nicolasem.
Przedpokój był wysoko sklepiony i ciemny, pomimo wielu magicznych świateł zainstalowanych na ścianach. Cztery drzwi otwierały się na obszerne pokoje , a schody na dalekim końcu przedpokoju prowadziły na wyższe pietra. Przyjemnie było zostawić zimno na zewnątrz, choć Ilias przypuszczał, że jak już przyzwyczai się do domu, uzna ze tu także nie jest zbyt ciepło. Dom był trochę podobny do tego w którym mieszkała wcześniej Tremaine, ten który widział w przelocie podczas wizyty w jej kraju, tylko że ten czuć było pleśnią. Znów zatęsknił za Ravenną - jej wnętrza były z jasnego drewna oraz barwionego szkła, jej kolorami były kość słoniowa złoto i czerwony.
Kapidarski mężczyzna spojrzał na niego z ciekawością kiedy zamykał drzwi, zapytał Nicolasa po Riensku:
-A to jest pański...?
-zięć -Nicolas odpowiedział, wchodząc w jedne z częściowo otwartych drzwi, by przyjrzeć się pokojowi. Wszystko było ciemne i ciężkie. Poczynając od ciemnych dywanów, poprzez tapety, ciemne drewniane meble kończąc na ciemnych poduszkach.
-Szukam domu dla mojej córki i jej powinowatych.
-Och, rozumiem – wyglądało na to, ze mężczyzna zmienił w jakiś sposób swój sposób myślenia.
-Sala balowa? - Nicolas podpowiedział.
-Ach! Proszę za mną. - Odwrócił się by poprowadzić ich w górę schodów.

niedziela, 16 października 2011

Strona 20

Nicols przez kilka kroków nic nie mówi, po czym niejednoznacznie odpowiedział:
-Są lepsze sposoby na pozbywanie się niepożądanych indywiduów.
Ilias uznał, że miał na myśli, iż nie było sensu za bardzo się przejmować, zwłaszcza, że nie było dowodu na to, że to bogowie byli przyczynami tych śmierci, a nie nieznośne poczucie winy. Jednakże chciał też wyjaśnić inną sprawę, więc powiedział:
-Takich jak ja.
Nicolas zatrzymał się by porozmawiać z nim twarzą w twarz. Zniecierpliwieni przechodnie mijali ich z irytacją. Ilias wciąż nie mógł dojrzeć jego oczu, jednakże jego głos był suchy i lekko zniecierpliwiony.
-Pomijając, że jeżeli cokolwiek, by ci się stało, Tremaine od razu uznałaby, że ja to zaaranżowałem. Nie ważne jakie dowody swej niewinności bym przedstawił, nieważne jak żelazne alibi bym posiadał, Tremaine i tak wiedziała by swoje i wkrótce mógłbym spodziewać się jakiejś niemiłej niespodzianki. - Odwrócił się i kontynuował marsz – Jeżeli wychowujesz córkę, by była samodzielna, a do tego doskonale posługiwała się bronią, musisz liczyć się z faktem iż nie masz zbyt wielkiego wpływu na jej postępowanie.

W końcu dotarli do cichszej ulicy, przy której również znajdowały się brzydkie budynki. Nicolas zatrzymał się przed jednym, którego schody prowadziły do drzwi znajdujących się trochę powyżej poziomu ulicy. Ilias podejrzewał, że w tak zatłoczonym mieście, należało wykorzystać każdą dostępną przestrzeń , jednak nie rozumiał, dlaczego połowa ludzi nie zdecydowała się wyprowadzić i zbudować nowego miasta gdzieś indziej. Wydawało się niezrozumiałym, by pozwolić miastu rozrosnąć się tak bardzo, że było w nim nie przyjemnie mieszkać. I nie muszą nawet szukać miejsca w którym ma siedzibę bóg – pomyślał, przyglądając się Nicolasowi, który wspiął się po schodach i pociągnął za mała miedzianą rączkę znajdującą się z boku drzwi.

środa, 12 października 2011

Strona 19

Ilias był wcześniej w Rienskim mieście, razem z Tremaine, które obecnie znajdowało się pod okupacją Gardier. Dym i hałas były porównywalnie nieznośnie, jednakże było tam wiele niesamowitych rzeczy do oglądania: witrażowe okna, wielkie kamienne budynki dekorowane mnóstwem dziwnych postaci. Tutaj budynki były z brązowej cegły, z których żaden nie był imponujący, a ich okna były tylko z zakurzonego szkła. Większość ludzi mówiła po Riensku, jednakże mieszały się tu również inne języki, sprawiające że można było się pogubić.
Ilias z poprzednich przechadzek wiedział, iż ludzie będą się na niego gapić, nawet jeżeli zwiąże włosy, więc nie zawracał sobie tym głowy. Ludzie patrzyli się, w inny sposób niż robili to Riwenczycy, którzy przyglądali mu się z czystą ciekawością lub docenieniem jego oryginalności, tutaj ludzie patrzyli na niego jakby byli urażeni widząc kogoś innego od nich samych.
Nicolas ominął kałuże i powiedział:
-Dlaczego zapytałeś, czy jesteśmy więźniami?
Ilias wzruszył ramionami, z początku nie chciał odpowiadać na pytanie. Nagle zdał sobie sprawę, że mówi:
-Tremaine powiedziała, że słuchają Pasimy. Jeżeli powiedziała im, ze kiedy wrócimy do Cineth, bóg najprawdopodobniej zabije Gileada za to co zrobił...
Wzruszył ponownie ramionami, rozdarty pomiędzy chęcią wygadania się przed kimś, a niechęcią wyciągania całej sprawy przed enigmatycznym ojcem Tremaine.
Nicolas zerknął na niego przez ramię, jego oczy zakryte przez okulary.
-Nie zdawałem sobie sprawy, że wasza sytuacja w Cineth, jest aż tak poważna.
-Nie wiemy co tak naprawdę zrobi bóg – przyznał Ilias – Jednakże nigdy wcześniej Naczynie Wybrane nie użyło klątwy.
-Jednakże karał wcześniej inne Naczynia za ich występki.
-Nasz bóg, nie – wcześniejsze Naczynia Wybrane z Cineth wiodły dość zwykłe życia, nie licząc jednego sprzed kilku generacji, który w jakiś sposób dorobił się dwóch mężów gromadki oraz dzieci, a to wszystko w przerwach między walką z kilkoma bardzo złośliwymi czarnoksiężnikami. Jej potomkowie wciąż posiadali farmy na południu miasta.
-Inni bogowie karali. Odmawiali przyjąć z powrotem Naczynie, a wtedy on popełniał samobójstwo.
Gunias z Barren Pass padł na swój miecz, kiedy bóg go nie przyjął. Nikt nie wiedział co uczynił Gunias. Zbrodnia Eliade z Syrneth była bardziej oczywista. Bóg odesłał ją, kiedy z zazdrości o mężczyznę zabiła swoją siostrę. Utopiła się niedługo później.

niedziela, 9 października 2011

Strona 18

Ilias chodził już z innymi po porcie, zwykle po to by popatrzeć z tęsknotą na Ravennę, jednakże do miasta wychodził zaledwie kilka razy i to nie daleko. Hałas i smród, były wystarczająco uporczywe w porcie.
Nicolas nie poprowadził go w stronę wyjścia, zamiast tego poszli w dół schodami z polerowanego kamienia, następnie przekroczyli nie rzucające się w oczy drzwi, które prowadziły do serii ciemnych korytarzy. Stamtąd trafili do hałaśliwego nisko sklepionego pomieszczenia wypełnionego drewnianymi szafkami parą i zapachem jedzenia. Ludzie ubrani na biało przyglądali się im kiedy przechodzili, jednakże nikt nie próbował ich zatrzymać. Nicolas popchnął ciężkie drewniane drzwi w odległej części pomieszczenia i nagle znaleźli się na zewnątrz - w szarym świetle dnia. Znajdowali się na małym wybrukowanym podwórku, które znajdowało się poniżej poziomu ulicy, odgrodzone od niej stalowym rzeźbionym płotem. Wychodziły z niego schody prowadzące alejką między wysokimi ceglanymi ścianami. Podążając wciąż śliskimi od niedawnego deszczu schodami za Nicolasem, Ilias zdawał sobie sprawę, ze nie jest to sposób w jaki większość osób opuszcza budynek. Kiedy Nicolas zatrzymał się by zamknąć za nimi furtkę, Ilias zapytał:
-Czy jesteśmy tutaj więźniami?
Nicolas zawahał się, po czym po czym puścił klamkę furtki.
-Nie, nie jesteśmy – odpowiedział wyciągając z kieszeni małe okulary, podobne do tych jakie nosił Gerard. Kiedy je założył, Ilias zauważył, że nie były jak zazwyczaj przezroczyste, lecz przyciemniane. Ruszyli w dół alejki w stronę ulicy.
-Po prostu nie chcę nikomu dać okazji, by ograniczał moje pole manewru.
Ilias mógł to zrozumieć. Dotarli do chodnika, biegnącego wzdłuż ulicy naprzeciwko ciężkiej kamiennej fasady Portu Authority. Była dość szeroka, ale zabłocona, posiadała jedynie wąskie pobocze dla pieszych. Przechodnie spieszyli się, unikając błota rozpryskiwanego przez koła bezkonnych powozów. Większość z nich ubrana była w takie same ubrania jak Rieńczycy: ciemny niebieski, brązowy lub szary z jedynie delikatną nutą koloru w postaci krawatu lub muszki. Ilias zmarszczył nos na zapach dymu oraz stojącej wody, lub czegoś gorszego. Nie rozumiał jak ci ludzie mogli mieć bezkonne wozy oraz magiczne światła tak samo jak Rieńczycy, ale nie udało się im opanować podstawowej zdolności pozbywania się odpadków.

sobota, 8 października 2011

Strona 17

Kiedy znów spojrzał do góry stał przed nim Nicolas Valiarde. Ubrany w Rieńskie ubranie, całe czarne, w większości zakryte przez długi płaszcz. No proszę, mój szalony teść – Ilias pomyślał z rezygnacją. Ten dzień robił się coraz lepszy i lepszy. Nicolas powiedział:
-Chodź ze mną.
Ilias rzucił na niego okiem.
-Nie.
Nicolas uniósł lekko brew.
-Słuchasz się tylko mojej córki?
Ilias również uniósł brew.
-Tak.
Nieoczekiwanie, Nicolas uśmiechnął się z zadowoleniem. Usiadł na ławce unosząc poły swego płaszcza.
-rozumiem.
Test, pomyślał Ilias kwaśno. Wszystko czego potrzebował. Wtedy zorientował się, że Nicolas mówił po Syrnamsku.
-Sprawiłeś, że bóg w kuli nauczył cię naszego języka – zabrzmiało to jak oskarżenie. Specjalna kula, w której mieszkał czarnoksiężnik Arsidle, dał Tremaine, Gerardowi, Anderowi oraz Florian zdolność posługiwania się Syrnamskim, kiedy po raz pierwszy zjawili się w Cinteh. Później również dowiedzieli się jak sprawić, by nauczyła ich Aeliańskiego – języka Gardier. Przynajmniej tego języka Nicolas nauczył się w normalny sposób – mieszkając pomiędzy nimi.
-Wydawało mi się to najprostsze – Nicolas przyglądał się mu przez dłuższą chwilę – jestem Umówiony by obejrzeć dom na mieście. Czy zechciałbyś mi towarzyszyć?
Ilias skrzywił się, nie pewien czy zrozumiał.
-Dom?
-Gerard potrzebuje miejsca w którym mógłby prowadzić dalsze eksperymenty z kulą. Poza tym wydaje mi się, że ty i inni uznajecie zakwaterowanie w hostelu tak samo niewygodne jak ja. - powiedział przyglądając się jednemu z Kapidarskich wojowników z strzelającym kijem na ramieniu, który maszerował korytarzem.
Ilias przemyślał propozycje, przez chwilę zastanawiając się czy Nicolas nie zamierzał go zabić. W tym momencie, cokolwiek, byłoby miła odmianą. Wzruszył ramionami.
-Pójdę.

środa, 5 października 2011

Strona 16

-Powinien to zaakceptować i zostać tutaj, pozwolić bogu wybrać inne Naczynie. - nalegała
Och, rozumiem. Ilias uśmiechnął się gorzko - Bóg nie wybierze innego naczynia dopóki Gilead żyje.
Pasima zmarszczyła czoło nie dowierzając.
-Skąd taka pewność?
-Tak jest napisane w Pamiętnikach – zebrane przez wielu poetów przez wiele lat, Dzienniki opowiadały historię życia każdego z Naczyń, mówiły o czarnoksiężnikach z którymi walczyli i których zgładzili, zawierały detale dotyczące napotkanych klątw, wszystko co wiedzieli o bogach. Większości ludzi nie chciało się czytać Ich w całości, woleli inne dzieła poetów. Jednakże Ilias musiał coś robić w czasie kiedy Gilead poszerzał swoją wiedzę, więc on też je przeczytał.
-Jest taka historia, o Liatresie, Naczyniu Wybranym z Syigoth. Został ranny podczas bitwy na wyspach Zewnętrznych i nie mógł chodzić. Żył potem jeszcze wiele lat, a bóg nie wybrał nowego Naczynia, do puki nie umarł.
Arites pisał dziennik Gileada, Illias przypomniał sobie nagle. Nie wiedział czy starsze fragmenty dziennika zostały skopiowane i przesłane do innych poetów w Syrneth czy nie. Najnowsze dzienniki zapewne wymieszane były z Podróżą Ravenny – inną opowieścią spisywaną przez Aritesa. Jednakże jeżeli sprawy potoczą się tak, jak się obawiali, Dziennik Gileada, byłby historią, której Arites za bardzo nie chciałby opowiadać.
Pasima siedziała ze ściągniętymi brwiami. Ilias przez mgnienie poczuł, ze jej współczuje.
-Teraz nie możemy nic zrobić. Pozostaje tylko czekać i zobaczyć co zrobi bóg.
Jej twarz stężała.
-Na pewno jest jakiś powód dla którego nasi przodkowie zdecydowali się naznaczać przeklętych. Być może właśnie dlatego, że trzymałeś się z Gileadem otrzymałeś to znamię. - gwałtownie wstała. - Powinieneś zostać tutaj i pozwolić mu wrócić samemu.
Pasima nie czekała by przyjrzeć się jego urażonej minie, obróciła się na piecie i poszła dalej korytarzem. Illias przyjrzał się swoim ubłoconym podeszwom zaciskając zęby tak mocno, aż zabolała go szczęka. Dlaczego w ogóle z nią rozmawiałeś? Co z tobą nie tak? - pomyślał.